Papież głowa w Kościele i namiestnik Boży,
Po wyściu świętej dusze, tu ciało położy;
Który z karków królewskich końskie deptał strzemię
Tu zgnieł, tu się obrócieł w proch, popiół i w ziemię;
Tu onej całowanej tak wielokroć nodze
Ostatni krok, tenże ją robak w grobie głodzę,
Co i najbrzydsze ścierwy. O szkaradą dziura
W ludzkich rzeczach; nie ma śmierć braku i natura!
Jedna świeckie i święte w dół gamie łopata,
O wystawa, o pompa próżna tego świata.
Królewskich kości, gościu, nie racz mijać składu.
Kłaniałeś się żywemu aże do upadu,
A czemuż teraz, skoro wpadł śmierci do iapki,
Idąc imo on biednej nie uchylisz czapki?
Nie masz tu już odźwiernych, nie masz alabarty,
Śmiele proś o przywilej, gabinet otwarty.
Cóż ci więcej dać może, o łaska cudowna,
Nad to, kiedy cię z sobą jednym miescem zrówna.
O kręte a opaczne spraw ludzkich gościńce!
Niedawnoś nie mógł przed nim stanąć bez przyczyńce,
Dziś żebrze, żebyś za nim przyczynił się niebu.
O cudowna na świecie odmiana pogrzebu!
Senator tu spoczywa, na którego głowie
Tron królewski i Rzeczypospolitej zdrowie
Dotąd odpoczywało. Rozsuli się w grobie,
Którzy bardziej Ojczyźnie życzyli niż sobie.
Dzisia, kiedy ta przyszła do ostatniej straty,
Spanoszyły się domów łakomych prywaty.
Czas w Polszcze wszytko swymi mieni kołowroty,
Przezwisk starych, nie tylko nie stało nam cnoty,
Już nie masz i Zamoyskich, i Tęczyńskich, zatem
Bać się, żeby Korona nie szła za senatem!
Gwiazdy liczył na palcach, mierzył korcem chmury,
Wiedział żywot, wiedział śmierć każdego z figury.
Wiedział kędy się deszcze, kędy wiatry legą,
Kędy się nieprzyjaciel obróci z potęgą,
Wiedział jako wiele mil do nieba się kładzie,
Zasiadał z obrotnymi płanetami w radzie.
Bywał tam, gdzie lat ludzkich Parki przędze snuły,
Przeglądał w domu Śmierci tajemne ceduły.
Wszędy był, wszytko wiedział, w tym się podrwił szpetnie,
Że się nie mógł dowiedzieć, kiedy go śmierć zetnie
I w tym grobie położy, gdzie podobno dawnej
Nauki nie pilnuje, czym inym zabawny.
Pisałem krwawe wojny i marsowe pole,
Pisał Kupidynowe z Wenerą swywole,
Obrotne rzeczy ludzkich na świecie bieguny,
Opaczne złych rad skutki, niestatek fortuny,
Pisałem też nabożne i pieśni pokutne,
Straszliwej śmierci kosy, pisał treny smutne;
Napisawszy tak siła, krótki sobie piszę
Nagrobek: Ja, poeta, w tej mogile dyszę
I to śpiewam ostatnim na wszytek świat rymem,
Że każdy, co się rodzi, tym się stanie, czym-em.
Pochlebca, który cnotę swą puścił po chlebie,
Umarszy, na tym miescu leży po pogrzebie.
W tym chwalić, choć nie masz co, tamtego postrzygać
W uszach pańskich - wierę, się było na co wzdrygać.
Teraz zdechł pies na kuchni i pochlebca kuchnie
Zapomniał, kiedy mu pysk bezecny opuchnie,
Co lepszych dla marnego kaliczył półmisku;
Kto pyskiem grzeszy, karę odnosi na pysku.
Ciało tu leży, nie wiem, co mówić o duszy,
Wielka korzyść, że dzisia wolne pańskie uszy.
Tu ciura obieszony a od szubienice
Odcięty, swemu ciału godzien był łożnice.
Coś porwał na bazarze, zaraz za tę winę
Musiał iść dla przykładu inszym na drabinę.
Ciura, że coś kęs więcej wziął od chleba krąmki
Wisi. a hetman, co wsi, król, co bierze zamki
Patrzą i takową go osądzają kaźnią.
Sąd ci się im odwlecze, lecz śmierci nie zbłaźnią:
Jeszcze się dobrze w grobie ciura nie odleży,
Gdy i ci większych swoich przypłacą grabieży.
Ciura leży w tym grobie, radujcie się kury!
Ale o cóż na świecie łacniej jak o ciury?
Dziesiątej w ciężkiej pracy dodzierając skóry,
Ubogi kmieć ostatni dług płacę natury.
rałem do wieczora; jeślim wyprzągł wołu,
Strzegłem pana, z moich rąk swojego żywiołu
Patrzył król, patrzył żołnierz, pan, ksiądz, czeladź, dzieci,
Na wszytkich kmiecie robią, jeden wół na kmieci;
I ten, jeśli się lecie kmieć kosy nie imię,
Jeśli siana nie będzie, musi zdechnąć zimie.
Tak grzechów, jak pacierzy w insze dni niewiele
Z jednej się tylko cieszę i trwożę niedziele,
Gdzie z rana do kościoła, z południa do wiechy;
Panie, wprzód licz pacierze niż karczemne grzechy.
Zagrodniczek, mało co tej ziemie od dołu,
Którym zaległ, mający dla ciała żywiołu,
Stąd-em dni panu robił, stąd-em dziatki żywił
Skoro mnie późna starość, skoro mnie wiek skrzywił,
Która-m stokroć przewrócił rękami własnemi,
Trochę głębiej wybrawszy, w tejże gniję ziemi.
Na żywot się nie skarżę, śmierci nie mam srogą:
Ani wszyscy panami być na świecie mogą,
Ani ta winna, że mnie wszytkich ludzi szladem
Wzięła z świata do grobu. Żyłem tu przykładem,
Że kto wedle natury swej żyje przepisu,
Obejdzie się bez pieprzu, bez wina, bez flisu.
Tu leży nowy szlachcic, ale człowiek stary,
Kwiczały mu przez sto lat zbierane talary.
Z szewca został szlachcicem, dlatego trzy szczeci
W dziurawym bocie za herb jego mają dzieci.
Długoż żył za sześćdziesiąt szlachcicem tysięcy?
Jeden cały rok, a pięć w przydatku miesięcy.
A cóż ma stąd za korzyść, że tak siła łożył,
Żadnej, bowiem i sam się, i dzieci zubożył.
Nie mógł ich ćwiczyć jako ślachcie przyzwoita
I podobno się wrócić muszą do kopyta.
Ale snadniej w ślacheckim do nieba przezwisku,
Niżeli iść z warsztatu; tylkoć też to w zysku
Za tak wielkie pieniędze swojego ma zbioru,
Że w niebie ślacheckiego wzgląd będzie honoru.
Chyba, że miesca żadne nie mają tam smrody;
Trzeba mu było z dziekciu wykurzyć się wprzódy.
Ipsis etiam fata data świt sepulchris
Nie ciała tylko ludzkie, ale i ich groby
Srogiej śmierci podległy bez wątpienia.
Kto by Znalazł, kędy Herkules, kędy Samson duży
Albo legł Aleksander Wielki? Tenże służy
Nagrobek ich mogile, który służył ciału:
Był tu grób, ale z czasem i mieśce pomału
Wywietrzało; tak sławne ginęły mauzole:
Gdzie grody - trocha rumu; gdzie groby - tam role.
Gdzież im pisać i jakim nagrobki sposobem?
Ziemia człekowi, a czas wszytkim grobom grobem.
Tu wielkich bohatyrów czyny, miasta, zamki
Bez pamięci na przyszłe zginęły potomki;
Co im jeszcze wiecznego nie da uznać moru -
Papier. Tedy marna rzecz trwalsza od marmoru?