Wieczną na wielkiej krępakowej skale
Rysuję piosnkę. Umiejcie ją cale,
Potomne czasy! Niewinne dziewczęta
Niech ją i późne śpiewają wnuczęta.
Próżno, Polacy, miasta murujemy,
Próżno i zamki do zamków łączemy,
Jeśli w kościołach pustki, a wyniosłe
Świątnic fabryki chwastami zarosłe.
Próżno hucznymi z fortec kartanami
Puszkarze miecą swymi piorunami,
Jeżeli chóry kościelne pauzują,
A nieme dzwony wieże swe piastują,
Jeśli też w jednym będących Kościele
Wyznania Boga jest przeciwnych wiele,
A gminu ludzi, prze ich dzikie zdanie,
Prawa i wiary dziwne pomieszanie.
Za jedną bramą źle w mieście siedzimy,
Źle w jednym szyku ojczyzny bronimy,
Ofiary Bogu, nabożeństwa różne,
Błagania nieba - sposoby to próżne.
Kto nie wie Greków: że o wierze swary
Włożyły piękną Grecyją na mary?
Gdy się gmin w Boskie wdaje tajemnice,
Kurzą się czeskie sąsiedzkie świątnice.
Wnętrznym wzruszeniem utracone zdrowie
Królestwa swego płaczą cni Węgrowie.
Zebrane w kupę wszytkie możne siły
Oraz przeciwne wiary potopiły.
Rzuć z Tatr, Polaku, w lewo twoje oko
Na pola bydeł pełne, skąd szeroko
Draw i Saw płyną i skąd szerokimi
Wiezie obfitość Dunaj brzegi swymi.
Zaż by tak urósł ów tyran Sztambołu,
Kiedy by widział serca wszech pospołu
Sfornych chrześcijan w jednym wiary pęcie?
Sprzysięgło siły byłyby mu w wstręcie.
A wszak swym siłom Węgrzyn podufały,
Już był opatrzył swe fortece, wały,
A w brzegach pełnych rozłożysty Dunaj
Przestrzegał: przez mię o moście nie dumaj.
Bronił ten do miast przystępu snadnego,
Ale Bóg gniewu nieubłaganego,
Złych rąk obrony hańby i nadzieje,
Z których się oraz całe niebo śmieje.
Wieszczym ja duchem z nieba obietnice
Niosę krwi polskiej; póki ich świątnice
Zgodnymi śluby, modłami i pieniem,
Jednym kadzidła ciepłe są paleniem;
Póki i Tobie pokorne kolana
Polska nachyla, kiedy zorza rana,
Jasne południe i mrok późny każe,
O Panno, wolna od wszelakiej zmaze!
Pókić ołtarze, kiedy w grudniu świta,
Świec siedmią jasne i trwa starożyta
Pieśń przodków naszych, a gmin pospolity
Pokornieć pali z prosta wosk uwity.
Nas samych Wisła i Dniepr niech napawa,
W morza swe idąc póki biegu stawa.
A my ni wichrów z południa się bójmy,
Ni się o Arkton północną frasujmy.
Mylę się? Czyli głos z powietrza czuję?
Głos mi poważny nadzieję cukruje.
A na znak, co się chmurą kęs zadęło,
Zaraz i niebo pogodą błysnęło.
Gończe wiosenny, miło woniejących
Kwiatków panicze, do podobających
Bogu się skroni Przeczystej Dziewicy
Pójdziesz, fijołku, w dar Bogarodzicy.
Ciebie na czoło poświęcam, któremu
Świat czołem bije, rozumiem, twojemu
Szczęściu i złoto, i drogie kamienie
Zajrzeć już będą, że w tej będziesz cenie.
Ty z ziemskich swoje przeniesiesz siedlisko
Różańców, lub tam, gdzieś się czołgał nisko,
A w najpiękniejszym spoczniesz czele, z wielu
Kwiatków najpierwszy sam, uprzedzicielu.
A ja w przydatku afekt ukorzony
Przydam i dar ten ukraszę niepłony,
Tak mając, iże przy chęci bogatej
Maleńkie dary Bogu idą w płaty,
Więc i o Panno! Ziemi, niebios kwiecie
Najukochańszy! Ta poczta niechże Cię
Mała ma ujmie. Wszak niemylnie tuszę,
Dar mały wielkie błaga animusze.