Kiedy najdawniejsi poeci greccy zadawali sobie pytanie, po co istnieje sztuka, a w szczególności poezja, przeważnie odpowiadali: po to, żeby dawać przyjemność. W Iliadzie posłowie Agamemnona, przychodząc do Achillesa, znajdują go "radującego swe serce na rozgłośnej formindze". "Rozkoszował się nią - mówił dalej Homer - i śpiewał sławne czyny bohaterów." Podobną rozkosz znajdowali w gędźbie pieśniarzy, deklamujących poematy do wtóru formingi, zalotnicy Penelopy w Odysei. Wśród takiej właśnie zabawy znajduje ich świniopas Eumajos, gdy odwiedza pałac swego pana:
Powrócił między swe świnie z tych komnat, z onych podwórców,
pełnych biesiadnej hałastry, co się rozkosznie raczyła gędźbą i pląsem.
Król Alkinoos, mówiąc w Odysei o rozkoszach Feaków, zestawia przyjemność dawaną przez poezję z innymi rodzajami przyjemności, bardzo materialnymi:
My nade wszystko kochamy uczty, cytarę i pląsy,
i ciepłą kąpiel, i nowe szaty, i miękkie łoże.
Nie definiowali celu poezji w sposób patetyczny. Poeci późniejsi od Homera podkreślali nieraz, że poezja może być środkiem przekazywania ludziom ważnych prawd, ale również oni zaznaczali, że powinna ona dawać przyjemność.
Poeta musiał być przede wszystkim dobrym rzemieślnikiem, znawcą metrum poetyckiego i znawcą takiego układania słów, żeby z tego powstał tekst piękny, dający przyjemność uszom i sercu. Tak pojmował swoje zadanie anonimowy autor Hymnu do Apollina, z epoki pohomeryckiej, który w tekście utworu tak się reklamuje, przemawiając do mieszkanek wyspy, którą właśnie odwiedził: "Bądźcie pozdrowione, dziewczęta! Pamiętajcie o mnie, jeśli ktoś z ludzi wędrujących po ziemi przyjdzie z daleka i zapyta: który to spośród pieśniarzy, co nawiedzają ten kraj, jest wam najmniejszy, który was najbardziej raduje? - Odpowiedzcie mu wszystkie, odpowiedzcie chórem: ślepy śpiewak, ten, co z Chios przychodzi, z wyspy skał urwistych. Nawet w czasach przyszłych nikt nie dorówna jego pieśniom."
Poeta był wykonawcą przedmiotów, pięknych, radujących słuchaczy przedmiotów, podobnie jak wykonawcami przedmiotów byli twórcy kor attyckich i budowniczowie Partenonu. Wymagano od nich przede wszystkim, żeby były to przedmioty wykonane porządnie. [...]
Poezja grecka najważniejszych epok, archaicznej i klasycznej, nie zna wierszy niedokończonych czy naszkicowanych, jakich jest wiele w poezji nowożytnej. Stan niewykończenia mógł być spowodowany tylko okolicznościami zewnętrznymi, na przykład śmiercią autora.
Nie zna też ona mglistych opisów i mglistych stanów uczuciowych. [...]
Dla Greków bowiem sztuka w ogóle nie była przeznaczona do wyrażania uczuć w takim sensie, jak wyraża uczucie duża część nowożytnej liryki. Byłoby to przede wszystkim sprzeczne z ich obyczajem. Kiedy chcieli płakać, szli na brzeg pustego, "jałowego" morza. Tak płacze Odyseusz na wyspie nimfy Kalipso. Tak płacze Achilles, pokonany przez Agamemnona na naradzie wodzów. Przychodzi do niego wówczas Tetyda i pyta: Teknon, ti klajeis? - "Dziecko, czemu płaczesz?" - i Achilles Rychło przekonuje się, że ona właściwie w niczym nie może mu pomóc. Kiedy Odyseusz, mając nerwy wyczerpane tułaczką po morzach, nie jest zdolny nad sobą zapanować i, słuchając pieśni o niedoli Achajów pod Troją, zaczyna płakać w towarzystwie ludzie, na uczcie u Alkinoosa - okrywa głowę płaszczem. Alkinoos jest zmartwiony - przykro mu głownie z tego powodu, że oto jego gość zaczął przy ludziach płakać, nadmiernie pokonany niedolą. [...]
Tragedia zna tylko zbiorowe albo indywidualne lamenty rytualne, które były czymś liturgicznie określonym - na przykład lament Persów w tragedii Ajschylosa albo żałobna pieśń Antygony kroczącej do grobowca, w którym ma być żywcem zamknięta - pieśni tej towarzyszy chór, co jeszcze bardziej ją obiektywizuje i nadaje jej jeszcze bardziej rytualny charakter. Był to obrzęd -jak lament płaczek na antycznych pogrzebach. Tak samo w Iliadzie po śmierci Henryka, opłakują go - kolejno, jeden po drugim - jego bliscy.
Kiedy pod koniec Iliady Achilles i Priam (w namiocie wojownika, do którego stary Priam przybył w nocy, bezbronny, aby błagać o wydanie mu, za okupem, zwłok jego syna, Henryka, zabitego przez Achillesa) zaczynają płakać wobec siebie nawzajem, razem - choć każdy nad swoją własną niedolą - jedne nad starym swoim ojcem i nad poległym przyjacielem, Patroklosem, drugi nad Hektorem i nad Troją - odczuwamy, że staje się coś bardzo niezwykłego, jednocześnie wzniosłego i strasznego. Znajdują się obaj u kresu jakiejś strasznej drogi: Achilles jest u kresu swej walki z losem, Priam już zna całkowitą klęskę Troi - dlatego dzieje się z nim coś, co właściwie dziać się nie powinno. Wyjątkowość tego, co się dzieje, widocznie w tej scenie przekroczenie jakiejś zasadniczej granicy, podkreślone jest tym, że zaraz to wszystko się przerywa - Achilles ucina całą scenę oschle, ostro:
Szybkonogi Achilles przemówił, spojrzawszy ponuro:
Już więcej nie drażnij mnie, starcze! Sam chcę ci oddać Hektora,
gdy przyjmę za niego okup...
Z powodu takiego obyczaju dla Greków niemożliwa też była taka liryka, jak duża część romantycznej poezji miłosnej - nawet wtedy, gdy krzywdy doznane przez antycznego poetę podobne są do krzywd utrwalonych w licznych utworach romantyków. [...]
Namiętność - jak na przykład gniew, rozpacz czy miłość - była dla nich pewnym obiektywnym stanem, który odgrywa bardzo ważną rolę w materii życia; bez którego nawiedzin materia życia w ogóle by nie istniała. Stanem o genezie tak samo tajemniczej jak same źródła życia. Mówili, że namiętności zsyłane są przez bogów. Jako obiektywny stan namiętność nie jest sama w sobie ani dobra ani zła. Często jest wspaniała - jak burza w górach. Jest niepokojąca - gdyż oznacza zmniejszony stopień władania sobą.
Dlaczego w tragedii Sofoklesa chór nie unosi się bezproblemowym zachwytem nad miłością Hajmona do Antygony, ale przyjmuje ją jako fakt obiektywny i wyraża wobec tego faktu rzeczowy stosunek, który może boleśnie zmrozić wrażliwość romantyczną:
Miłości, w walce niezwyciężona,
miłości, która rujnujesz bogactwa...
Nawet duchy sprawiedliwych potrafisz zwieść na manowce,
ku własnej ich szkodzie;
przecież i tu, wśród krewnych, roznieciłaś
mężów spór...
Najsławniejsza oda Safony ukazuje stan namiętności z osobliwą, jak gdyby kliniczną dokładnością. Podlegając jej, poetka jednocześnie patrzy na nią z zewnątrz.
który siedzi teraz naprzeciw ciebie,
bardzo blisko, twego słodkiego głosu
chciwie słuchając,
śmiechu twego, który budzi tęsknotę,
aż się w piersi mojej szamoce serce.
Ledwie chwilę spojrzę na ciebie, wszystkich
słów zapominam,
głos się łamie, język drętwieje, szybki
płomień ciało moje przenika, oczy
nic przed sobą dojrzeć nie mogą, w uszach
tylko szum głuchy.
Pot mnie zlewa, ciało trzęsie się w dreszczu
i zieleńsza jestem od trawy polnej,
umierając niemal. Można by myśleć,
że oszalałam.
Postawa zupełnie odmienna od przeważającej w literaturze nowożytnej, gdzie albo widzi się w takich stanach coś demonicznego, albo wywyższa się je pod niebiosy. Z tego powodu poezja grecka często wydaje się oschła. W klasycznej jest w niej poddanie całej wizji świata dialektyce jakiegoś jednego uczucia. [...]
Za wyd. Z. Kubiak, Wędrówki po stuleciach, Kraków 1969, s. 7-9, 11-16.