[...] Wróćmy jednak do człowieka. Czy sami ludzie średniowiecza znali pewną rzeczywistość, którą zwałoby się człowiekiem? Czy w tym heterogenicznym społeczeństwie, w jakim żyli, wyodrębniali pewien model, pasujący zarówno do króla, jak i do żebraka, do mnicha, jak i wędrownego poety, do mieszczanina, jak i do wieśniaka, do bogacza i do biedaka i, mówiąc w kategoriach płci, do kobiety, jak i do mężczyzny - jeden model, który byłby człowiekiem?
Odpowiedź jest niewątpliwie twierdząca i trzeba podkreślić, że niewiele epok miało, równie silne jak zachodnioeuropejskie średniowieczne chrześcijańskie XI-XV wieku, przekonanie o uniwersalnym i wiecznym istnieniu pewnego modelu ludzkiego. W tym zdominowanym i dogłębnie przenikniętym przez wiarę społeczeństwie, model ten był oczywiście wyznaczony przez religię, a przede wszystkim przez najwyższą wyrazicielkę wiedzy religijnej - teologię. Jeśli istnieje jakiś typ człowieka, którego należałoby wykluczyć z panoramy człowieka średniowiecznego, to właśnie tego, kto nie wierzył w świat absolutny; typ, jaki w epokach późniejszych zwać się będzie libertynem, wolnomyślicielem i ateuszem. Przynajmniej aż do końca XIII wieku, a nawet i do końca zajmującej nas epoki, znajdujemy w tekstach tylko bardzo wątłe wzmianki o tych, co zaprzeczali istnieniu Boga. A i w większości tych nielicznych przypadków żywimy wątpliwości, czy nie doszło tu do niewłaściwej lektury źródeł lub przypadkowego wyrwania z kontekstu przez tych, którzy cytują słowa owych odizolowanych oryginałów; wypaczenia, jakie rodziły się z oratorskiej przesady, z gniewnego uniesienia, czy - w przypadku jakiegoś średniowiecznego intelektualisty - z ideologicznego ferworu. Jeśli ludzie średniowiecza często powtarzali werset psałterza - księgi, z której analfabeci uczyli się czytać - "Mówi głupi w swoim sercu: ŤNie ma Bogať" (Psalm 14/13, 1), to ten zwyczajny cytat był obierany jako jeden z tych tajemniczych i niezrozumiałych wyrażeń właściwych świętemu tekstowi. Dla duchowych stanowił on zaś wygodny punkt wyjścia - jako wyjątek z Pisma Świętego - dla głoszenia dowodów istnienia Boga. Jednak niewierzący, który często występuje u "innych" (żydzi, niewierni, poganie), jest tak wątpliwy i tak nieobecny w średniowieczu, że nie pojawia się nawet wśród postaci marginesu społecznego.
Czym był więc człowiek dla średniowiecznej antropologii chrześcijańskiej? Istotą stworzoną przez Boga. Natura, historia i przyszłe losy człowieka dają się poznać w pierwszym rzędzie przez lekturę Księgi Rodzaju, na początku Starego Testamentu. Szóstego dnia stworzenia Bóg "stworzył" człowieka i niedwuznacznie oddał mu panowanie nad naturą - światem roślin i zwierząt, który miał mu zapewnić wyżywienie. Człowiek średniowiecza czuje się więc powołany do panowania nad zdesakralizowaną naturą, ziemią i zwierzętami. Lecz Adam, za podpuszczeniem Ewy uległej pokusie węża, czyli zła, popełnił grzech. Od tej chwili zamieszkiwać w nim będą dwie istoty, jedna stworzona "na wzór i podobieństwo" Boga i druga, która, popełniwszy grzech pierworodny, została wygnana z raju i skazana na cierpienie, przejawiające się w pracy ręcznej mężczyzny i bólach porodowych kobiety; na wstyd, symbolizowany przez tabu nagości organów płciowych; na śmierć.
W zależności od epoki średniowieczne chrześcijaństwo uwypuklać będzie albo pozytywny obraz człowieka, istoty boskiej, stworzonej przez Boga na Jego podobieństwo, wyniesionej do współuczestnictwa w stworzeniu, gdyż to Adam nadał imiona wszystkim zwierzętom, istoty powołanej do odzyskania utraconego z własnej winy raju, albo jego obraz negatywny, obraz grzesznika, łatwo ulegającego pokusie, zawsze gotowego do wyrzeczenia się Boga, a więc do utracenia raju na zawsze, skazanego na śmierć wieczną.
Ta pesymistyczna wizja słabego, pełnego wad, upokorzonego przed Bogiem człowieka przewija się przez całe wieki średnie, lecz silniej zaznacza się we wczesnym średniowieczu, w stuleciach od IV do X - a nawet jeszcze w stuleciach XI i XII - podczas gdy bardziej optymistyczny obraz człowieka, odbicia Boga, zdolnego do kontynuowania na ziemi dzieła stworzenia i do osiągnięcia zbawienia, zaczyna przeważać w okresie od XII i XIII wieku.
Interpretacja skazania człowieka na pracę w myśli Księgi Rodzaju dominuje w antropologii średniowiecza. Zwalczają się tutaj dwie koncepcje pracy-trudu i człowieka przy pracy. Z jednej strony podkreśla się charakter przeklęty i pokutny pracy, z drugiej - tkwiące w niej możliwości, jako narzędzia odkupienia i zbawienia. Chiara Frugoni wskazała w swej analizie rzeźb Wiligelma na fasadzie modeńskiej katedry (około 1100 r.) chwilę, w której wczesnośredniowieczna pesymistyczna koncepcja człowieka zdaje się ustępować miejsca optymistycznemu humanizmowi. Zauważamy mianowicie, że obraz zdolnego do pracy twórczej Adama zaczyna przeważać nad obrazem Adama przytłoczonego pracą, która jest dla niego karą i przekleństwem.