Uniwersalizmowi ideologii chrześcijaństwa sprzyjała wreszcie wspólnota języka liturgii, teologii, nauk i administracji. Językiem tym była na Zachodzie łacina - czynna spuścizna po imperium rzymskim: czynna, a nie wszędzie etniczna, przeto podległa zmianom. W Italii i na terytoriach, gdzie ongiś była mową załóg i kolonistów rzymskich, przez wieki żywa, po trosze stapiająca się z narzeczami miejscowymi, pod koniec pierwszego tysiąclecia nowej ery wydała z siebie języki zwane romańskimi, lecz ostała się jako ponadnarodowy język Kościoła i wszystkich instytucji. W niektórych szczegółach gramatyki zarzucano reguły antyczne, bez oporu mnożono neologizmy, konieczne, by wyrazić nowe treści, i nie przestrzegano wszystkich zasad klasycznej pisowni, lecz mimo to - albo raczej dzięki temu - łacina wieków średnich sprostała najtrudniejszym tematom, jakie wymagały wypowiedzenia, nie ustępując miejsca językom wernakularnym (rodzimym).
Razem z tą mową chrześcijaństwo przyniosło do Polski łaciński alfabet i środki techniczne do sporządzania oraz rozprowadzania tekstów, od dawna wypróbowane gdzie indziej. Obok kodeksów, które zabrały ze sobą i otrzymywały tutaj najstarsze misje, zakonne obsady klasztorów oraz kapituły, musiało przybywać manuskryptów produkowanych w miejscowych skryptoriach kościelnych i kancelariach władców. Ich twórcami pozostawali wyłącznie duchowni. Na ukośnych, wysokich pulpitach z tkwiącymi w nich rogami bydlęcymi na inkaust ciemny i czerwony, pióra gęsie i łabędzie do pisania na pergaminie (długi czas przywoźnym, pospolicie ze skóry cielęcej, łamanym w prostokątne składki) czy - znacznie później: od XIV w. - na papierze, a także rylce do roboczych notat kancelaryjnych, sądowych i szkolnych, na tabliczce woskowej, sporadycznie zaś również dłuta w warsztatach kamieniarskich, wykonywały, jak wszędzie, zwykłą robotę. Pismem pierwszego okresu była uformowana w VIII-IX w. minuskuła i majuskuła karolińska, o klarownym i dość prostym dukcie wiedzionym poprzez schemat 4 linii. W XII stuleciu zaznaczyły się u nas wczesne wpływy duktu zwanego gotyckim, o ostro załamanych konturach i kontrastowej miąższości - wydajniejszego niż poprzednie, z nasiloną brachygrafią (skrótowością zapisu wyrazów), w odmianach zawisłych od środowiska i przezna-czenia: kaligraficznej (kodeksowej) bądź kursywnej (w pracach kancelaryjnych). Pismo gotyckie panowało do kresu epoki, utrwaliło znane dziś zabytki naszej literatury i narzuciło krój czcionkom wczesnych druków.
Zespół wytworów takich pracowni oraz dzieł pojedynczych autorów złożył się na polskie piśmiennictwo średniowieczne. Polskie to znaczy w Polsce powstałe i dotyczące jej spraw bądź wwiezione tu, aby im służyć, bez względu na język, jakiego w nim użyto: łaciński bądź tuziemczy. Piśmiennictwo - to znaczy ogół tego, co napisane. O wszystkim wszakże mówić nie sposób. Wybór zaś omówionych faktów jest pochodną m.in. ich "metryki". Im starsze są dowolne składniki piśmiennictwa, tym obojętniejsza staje się dla jego historyków ich treść: najprostsze zdanie może być relikwią narodowej kultury. Im zaś młodsze i już nierzadkie - tym surowiej działać musi przesiew zabytków na korzyść tych, które ongiś świadomie wyposażono estetycznie, np. w rozwiniętą narrację, wyszukany styl albo tę regularność budowy, co odgranicza wiersz od prozy.
Piśmiennictwo bywało także literaturą pojmowaną jako sztuka słowa, ale nie stanowiło jej synonimu. Nie stanowiło tym bardziej, iż sztukę słowa podtrzymywano także poza piśmiennictwem, a to w folklorze. Jednakże wieki średnie również w piśmiennictwie z upodobaniem stosowały środki wyrazu artystycznego do materii na pozór bądź rzeczywiście pozaartystycznej: dokumenty redagowano niekiedy prozą rytmiczną i rymowaną, kroniki - w Polsce - swobodnie kojarzyły prozę i wiersz, którym ujmowano też rozmaite treści po to, aby ułatwić ich zapamiętanie. Działo się tak w czasach fenomenalnej mnemotechniki (sztuki zapamiętywania), nabywanej w szkołach lub ćwiczonej w praktyce życia - i można rzec, iż w większej niż kiedykol-wiek mierze sztuka słowa istniała poza swymi utrwaleniami graficznymi, mianowicie w chłonnej świadomości społeczeństwa. Większość rycerstwa, plebsu grodowego i cały lud wiejski przez stulecia pozostawało analfabetami. Toteż słuch i pamięć sprzymierzały się w tej epoce jak w żadnej, aby z miejsca na miejsce i z pokolenia na pokolenie przenosić przynajmniej niektóre tematy i ich ujęcia, udostępniane rozrzuconym po kraju wysepkom uprawy piśmiennictwa przez współczynne z nimi, ideologicznie i instytucjonalnie, niepisane środki komunikacji.
Dla ówczesnych wytworów piśmienniczych, które istniały zazwyczaj w nielicznych egzemplarzach, historia raz po raz okazywała się bezlitosna. Niektórych pozbawiły nasz kraj najazdy obce i zaburzenia wewnętrzne. Jakąś ich część strawiły częste wtedy pożary obracające w perzynę grody, klasztory, a nawet - według źródeł z epoki - całe miasta. Inną część skazało na zatratę zużycie, a zatem nieczytelność, czasem i wykonanie kopii mogło być wyrokiem zniszczenia pierwotnego, nazbyt starego, tekstu; jeszcze inną - nieaktualność treści lub jej opracowania. Rzeczy ocalone muszą przeto mówić również za przepadłe.
*Wg wyd. T. Witczak, Literatura Średniowiecza, Warszawa 1990, s. 5-12; przedruk w: Zrozumieć średniowiecze, oprac. R. Mazurkiewicz, Tarnów 1994.