Autorem łacińskiego Żywotu świętego Stanisława jest dominikanin Wincenty z Kielczy (na Opolszczyźnie), znany również jako twórca kilku pieśni na cześć świętego biskupa, m.in. hymnu Gaude, mater Polonia. Żywot powstał w latach 1257-1261 na zamówienie władz kościelnych, już po kanonizacji św. Stanisława (1253). Punktem kulminacyjnym opowieści jest konflikt biskupa z królem Bolesławem Śmiałym, zakończony męczeńską śmiercią św. Stanisława. Utwór posiada budowę trójdzielną, zgodną z konwencją gatunku: przedstawia kolejno życie świętego, jego męczeństwo oraz dzieje relikwii i cudów przy jego grobie.
W swym dziele Wincenty z Kielczy wyraził ideę, która odegrała znaczącą rolę w kształtowaniu się polskiej świadomości państwowej: utrata przez władców polskich królewskiej godności i polityczny upadek państwa były jego zdaniem konsekwencją zbrodni popełnionej przez króla Bolesława; podobnie jednak jak porąbane ciało świętego Stanisława zrosło się cudownie, tak też dzięki jego kanonizacji nastąpi ponowne zjednoczenie królestwa polskiego i odzyskanie jego dawnej świetności, której symbolem są przechowywane w katedrze wawelskiej królewskie insygnia. Proroctwo to miało się spełnić kilkadziesiąt lat później, za rządów króla Władysława Łokietka.
Ów Bolesław1 dla okropności swej zbrodni, której dokonał na świętym męczenniku Stanisławie, zwany był srogim, dla nadzwyczajnej hojności krótko - Szczodrym, a dla niezwykłej dzielności i męstwa - Wojowniczym. Jak wielką bowiem odznaczał się hojnością i jak wielką zacnością, o tym nie trzeba szczegółowo opowiadać. I choć można by powiedzieć, że zrazu położył dobry fundament pod gmach cnót, to jednak piaszczysta ziemia rozstępowała się i wszystko, co nosiło znamię dobra, pogrążyło się w otchłani. Ponieważ zaś ambitni muszą być hojni, bo ubiegają się o względy ludzkie, przeto wiatr ambicji wymiótł w nim hojność, jaka go cechowała, męstwo zaś, jakie okazywał, utonęło w powodzi wad. Niegodziwiec ów na czele swego wojska przemierzył obce ziemie i stoczył wiele walk z buntownikami, aby odzyskać dawne granice królestwa polskiego, które utracili jego przodkowie po czasach jego pradziada, wielkiego króla Bolesława2. I oto siódmy rok już mijał, a on rzadko przebywał w kraju, ciągle w obozie, a zawsze wśród wrogów. Przebywając zaś wśród pogan i współżyjąc z nimi, nauczył się ich spraw i służył ich niegodziwościom. Porzuciwszy zamiłowanie do cnót pogrążył się we wszelkich występkach, a ulegając niecnym skłonnościom, jak koń i muł, który nie ma rozumu, ogarnięty złością i niegodziwością, idąc za pożądliwością ciała zamienił chwałę swoją na hańbę, a naturalny sposób życia na taki, który sprzeczny jest z naturą.
A biskup krakowski Stanisław widząc, że nie zdoła okrutnego Bolesława po ojcowsku powstrzymać od jego niegodziwych postępków i okrucieństwa, lecz że on jak krwiożerczy wilk, jak dzika bestia sroży się wśród owiec Pańskich, że jego miecz tyrański obraca się przeciw ludowi chrześcijańskiemu i ocieka krwią niewinnych, że gwałci prawa małżeńskie, Boga się nie boi, człowieka nie szanuje, uciska sprawie-dliwość, wystąpił przeciwko niemu i stanął jak mur w obronie domu Pańskiego i nie zawahał się oddać swojej duszy za trzodę Pańską; mając już wkrótce stać się ofiarą za Chrystusa, sam siebie złożył w ofierze jak jagnię łagodne. Udzielił mu zatem upomnienia zgodnie z przepisami dyscypliny kościelnej grożąc mu najpierw zagładą królestwa, a następnie zawiesił nad nim miecz klątwy oraz zabronił mu wejścia do kościoła. A on, nieczuły na ojcowskie wezwanie do poprawy, jakby gałąź wygięta, a sucha, którą łatwiej można złamać niż wyprostować, stał się jeszcze skłonniejszy do wszelkiego zła, wpadł w jeszcze większy szał i wyrokiem sprawiedliwego sądu Bożego, zaślepiony jak drugi faraon, pogrążył się w coraz większej zatwardziałości serca.