Jak kult świętych jest w chrześcijaństwie bardzo wczesny, związany bezpośrednio z samymi początkami Kościoła, tak i literatura na ich temat pojawia się zaraz na progu piśmiennictwa chrześcijańskiego, aby następnie przez całe wieki stanowić jego nieodłączną część składową. Już kanoniczne Dzieje Apostolskie pióra ewangelisty Łukasza, powstałe około r. 65, zajmują się w pierwszym rzędzie postaciami dwu apostołów: Piotra i Pawła; w ślad za nimi rozwinęła się w pierwszych wiekach naszej ery obfita literatura apokryficzna, przedstawiająca dzieje NPMaryi oraz poszczególnych apostołów (tzw. Protoewangelia Jakubowa, przypisywana św. Janowi Księga o zaśnięciu NPMaryi, a dalej Dzieje Pawła, Piotra, Andrzeja, Jana, Tomasza i in.). Potrzeba, jaka wywołała powstanie tak obfitego pokłosia pism tego rodzaju, jest zupełnie jasna: wierni pragnęli jak najwięcej o osobach występujących w historii świętej, a ponieważ dane, jakich dostarczały kanoniczne księgi Nowego Testamentu, były w tej mierze dość skąpe, więc podobnie jak szereg ewangelii apokryficznych wypełniały luki przedstawienia czterech Ewangelii wchodzących do kanonu (np. dzieciństwo Chrystusa Pana, objawienia się Jego po zmartwychwstaniu itp.), tak rozmaici pisarze usiłowali z mniejszym lub większym powodzeniem dołączyć brakujące ogniwa do łańcucha najwcześniejszych dziejów chrześcijaństwa. Ponieważ zaś nie stało na ten temat autentycznych danych, więc z chętną pomocą spieszyła fantazja, przenosząc na apostołów bądź to pewne rysy znane już z Nowego i Starego Testamentu, bądź to motywy zaczerpnięte z literatury pogańskiej, zwłaszcza z tzw. romansu, będącego odpowiednikiem naszej powieści sentymentalno-sensacyjnej. Typowym przykładem takich zapożyczeń mogą być tak zwane Klementyny, to jest pisma przypisywane św. Klemensowi, uczniowi św. Piotra, których streszczenie znajdzie czytelnik niżej nr 77. Tak to od samego początku literatura hagiograficzna nasiąkła motywami fantastycznymi i romansowymi, które miały następnie wycisnąć swoje piętno na całym jej rozwoju.
Jednakże obok apostołów i ich uczniów cześć świętych zaczęli odbierać rychło męczennicy za wiarę Chrystusową jako ci, którzy śmiercią złożyli najpewniejsze świadectwo swych cnót chrześcijańskich. Poszczególne gminy starały się zachować ich ciała i czciły je jako relikwie, obchodziły rokrocznie dzień ich śmierci jako dzień urodzin (dla nieba), nic więc dziwnego, że wnet poczęto też pamięć ich męczeństwa utrwalić na piśmie, aby podać ją do wiadomości innych. Zachował się do naszych czasów szereg takich opisów męczeńskiej śmierci wyznawców Chrystusa jak np. list o pojmaniu i śmierci św. Polikarpa, biskupa Smyrny, z r. 155, albo dzieje procesu i stracenia św. Św. Perpetui i Felicyty oraz ich towarzyszy, męczenników kartagińskich z r. 202 (lub też 203). Są to cenne i wiarygodne dokumenty historyczne malujące z wielką trzeźwością i realizmem ostatnie chwile męczenników w całej ich prawdzie wraz ze wszystkimi towarzyszącymi im okolicznościami. Niestety, zabytków tego rodzaju posiadamy tylko skromną ilość, przeważna zaś część obficie zachowanych aktów męczeńskich pochodzi z późniejszych czasów, kiedy prześladowania już się skończyły (na początku IV w.) i kiedy brak realnych informacji wypadło nadrabiać schematami i fantazją, zapożyczeniem motywów z zabytków wcześniejszych lub z literatury pogańskiej o podobnej treści, a przede wszystkim retoryką uganiającą się za jaskrawymi i dramatycznymi efektami. Jest to szczególnie dobrze widoczne w wypadkach przerabiania w czasach późniejszych pierwotnych autentycznych zapisek o męczennikach: obserwujemy wówczas jak na dłoni, jak zacierają się rysy indywidualne i ludzkie, jak przybywają nowe, całkowicie zmyślone motywy, a cały opis zmierza ku schematowi i typowości.
Prawie równocześnie z ustaniem wielkich prześladowań jesteśmy świadkami przenoszenia czci, oddawanej pierwotnie tylko męczennikom, także na ludzi świątobliwego życia, którzy jednak nie uzyskali męczeńskiej korony (tzw. wyznawcy). Już w IV w. obserwujemy, jak cześć taka otaczać zaczyna mnichów pędzących życie pustelnicze w Egipcie i w Syrii, a także niektórych wybitnych biskupów tejże epoki. Polegała ona, podobnie jak w wypadku męczenników, na obchodzeniu rocznicy ich zgonu, na kulcie ich relikwii oraz na wznoszeniu pod ich wezwaniem kościołów. W tym samym też czasie pojawiają się pierwsze zabytki literackie tego kultu, pomiędzy którymi najwybitniejsze miejsce zajmują: św. Atanazego żywot Antoniego pustelnika oraz Hieronimowy żywot Pawła z Teb na Wschodzie, a Sulpicjusza Sewera żywot Marcina, biskupa z Tours - na Zachodzie.
Poza faktem, że są one najstarszymi dokumentami rodzącego się kultu wyznawców obok dawniejszego kultu męczenników, przypada im doniosła rola w dziejach piśmiennictwa jako pierwszym próbom ukształtowania nowego gatunku literackiego, mianowicie chrześcijańskiego żywotu świętych. Typu takiego utworu nie stworzyły jeszcze dawniejsze akta i pasje męczenników z tego prostego względu, że zajmowały się wyłącznie jednym tylko momentem życia swych bohaterów, tj. ich śmiercią poniesioną za wiarę. Jak bowiem o świętości męczennika decydował sam fakt tej śmierci, tak literacki pomnik czci, oddawanej mu przez współwyznawców, koncentrował się na opisie tego jednego faktu, pomijając z zasady wszystkie inne okoliczności jako nieistotne. Inaczej natomiast rzecz się miała w wypadku wyznawcy, którego całe życie było tytułem do świętości, a zarazem godnym utrwalenia w piśmie przedmiotem naśladowania ze strony potomnych. W takim razie hagiograf musiał dać całą biografię swego bohatera, a więc coś zasadniczo innego od opisu jednego wypadku, jaki widzieliśmy w aktach męczeńskich. Nic dziwnego tedy, że za wzór posłużyła tu rozwinięta od wieków i wykształcona biografia, przede wszystkim zaś żywoty filozofów jako tematycznie najbliższe. Nie należy zapewne przesadzać ich wpływu na hagiografię chrześcijańską, która miała nową, własną treść do wyrażenia, ale też nie wolno o nim zapomnieć, zwłaszcza jeśli idzie o technikę formalnego kształtowania biograficznego materiału.
Ponieważ zaś żywot taki z natury swojej i przeznaczenia był pewnego rodzaju zwierciadłem świętości i katalogiem cnót, zawsze groziło mu niebezpieczeństwo popadnięcia w schematyzm i wyrażania raczej własnych ideałów i poglądów piszącego niż konkretnej osobowości historycznej świętego, którego miał przedstawić. Niebezpieczeństwo to grozi następnie hagiografii przez całe wieki, zbliżając się lub oddalając w miarę tego, czy bohater danego utworu był indywidualnością wybitną, a piszący pozostawał pod jego bezpośrednim czarem, czy też indywidualne rysy świętego zatarły się już w tradycji, a autor żywotu malując jego postać operował raczej wyobraźniami swojej epoki.