Piszesz do mnie, Jakubie Górski, abym ci pogrzeb pana Jana Tarnowskiego, kasztelana krakowskiego, hetmana koronnego, nie odjeżdżając z Tarnowa łacińskim językiem wypisał. Krótki czas naznaczyłeś mi, i ku łacinie, i ku pogrzebu; albowiem, i po łacinie mnie do Ciebie pisać, ziemianinowi, który ledwie polskie umiem, nie jest łatwa; i pogrzeb tak zacny i żałosny onego dobrego człowieka i sławnego pana, i dzielnego hetmana tak wystawić, abyś Ty, słysząc o nim, tak żałosnym był, jako ja jestem na ten pogrzeb patrząc, to na mnie trudna jest. A wszakoż, iż podobno myślisz to w cudze krainy dalej ludziom po łacinie podać, co się tam, w Tarnowie, na tym pogrzebie działo, wypiszęć wszystko porządnie, jako by jaki kommentarz, dodając Wam, uczonym, materyjej, na której by pióro Wasze łacińskie tak bujało, jako by jedno ciało.
Winniśmy tę posługę uczynić, naprzód Patryjej Polskiej, matce naszej spólnej, która szczęśliwa tym swym płodem była; winniśmy też to onemu zmarłemu, który na wszystkim narodzie polskim to wysłużył, aby w pamięci naszej on wiecznie żywym był; winniśmy też samym sobie, abyśmy tego daru Bożego, który miły Pan Bóg nam był dał z domu Tarnowskiego, wdzięcznemi się być pokazali, chcemy li drugi taki z rąk Bożych wziąć. Ale nie bawiąc się zalecaniem długo, słuchaj pogrzebu.
O pogrzebie onego wielebnego pana, zacnego męża, i bohatyra wielkiego, pana Tarnowskiego, tak rozumiej, że pogrzeb ten przystojny był śmierci jego, tak jako też i śmierć żywotowi jego przystojna była. Jeśliż tedy o pogrzebie jego mam do Ciebie pisać, muszę od żywota jego począć, a przez śmierć do pogrzebu jego na koniec przyjść, abyś wiedział, iż wszystek pogrzebu tego pana obchód był przystojny Tarnowskiemu, na którym nic zmyślonego nie było, ale wszystka prawda żywota jego rzetelnym wszystkim obchodem wyobrażona była; co więc dziwna na inszych pogrzebach, gdy za szczekarzami drzewa łamią albo za kacerzmi świece noszą, którzy, iż nie byli godni znaków tych, nieprzystojnie obchód chrześcijańskimi albo rycerskimi upominki się im wyrządza. Pierwej tedy powiem Ci, który a jaki człowiek w Polszcze umarł, potym Ci kształt pogrzebu jego wypiszę, temu umarłemu przystojny. Tu mało Cię prosić będę, abyś nie czekał ode mnie o tym umarłym takiej mowy ludzi onych, którzy pochlebstwem jawnym ludzie śmiertelne nieśmiertelnymi bogi czynią, wyciągając sławę ludzką. Ja do Ciebie pisać będę o Janie Tarnowskim, człowieku u Boga grzesznym, ale u wszech ludzi dobrym i bez wątpienia Bogu miłym dla prawdziwej swej wiary, który teraz to przed sobą ma, czym się Bogu i ludziom za żywota podobał, to jest prawdziwą wiarę przeciwko Panu Bogu, a skutki wiary tej przeciwko bliźniemu swemu: skąd też i ozdoba chwały jego, a nie z moich słów, w tym naszym kommentarzu niech będzie, gdyż tak i w Zakonie pisano jest: Qui gloriatur, in Domino glorietur. Z tego ja kresu nie wykroczę, ani od tego przykazania nie odstąpię ani na lewą, ani na prawą. Tak do Ciebie o Janie Tarnowskim pisać będę, jako o jednym darze Bożym wielkim, którym darem domu Tarnowskiego Pan Bóg uczcił, uraczył, i uwielbił naród nasz wszytek polski. Co abym to porządniej uczynił, pierwej powiem o zacnym narodzie jego, potym o wychowaniu jego, na koniec o dzielności jego; niczego tu nie powiem, czego byś z wielką pociechą nie rad słyszał.
Wychowanie Tarnowskiego
Słuchałeś o zacności rodu Tarnowskiego, słuchajże i o wychowaniu zacnym jego, która część jest wtóra ku pisaniu Tobie ode mnie obiecana. Został był Jan Tarnowski po ojcu swym Janie, panu krakowskim, z matką swą w dzieciństwie sirotką. Był wychowany od poczciwej matki swej z wielką pilnością. Ale i to muszę, co mu się było w pieluchach przytrafiło, wypisać. Miał mamkę, której piersi pożywał, która, niźli rok dziecięciu wyszedł, umarła; po której dziecię mamki żadnej inej jąć się nie chciało, tak że przez tę przyczynę pana tego ciało zliszajało nad zwyczaj rodzaju Tarnowskiego, krasnego, urodziwego rodu. Ten mimo ine za tą przygodą człowiekiem krótkiego ciała był. Co nie jest dziw, bo i miedzy zwierzęty kożde zwierzę, którego czasu swego nie dossie, zlisczeje; ale jednak nieszczęście to jego dziwnym sposobem natura ona ostra i dzielna Tarnowska jemu nadgrodziła. Albowiem dziecię ono przed dwiema laty dobrze mówiło i piątego Donaty umiało, dziesiątego po sto wierszach Wirgiliusza mówiło za tekst, piętnastego roku listy łacińskie w potrzebach swych do rad koronnych i do króla Olbrachta pisało.
Miał dwa braty rodne: Aleksandra, który na Bukowinie zabit, pana wojewodę sendomirskiego, który potym umarł. Sam ten został był w znamienitej ojczyźnie swej. Mógł był użyć swej woli, mógł był, jako mówią, świata zażyć w młodości swej. Ale się jemu toż trafiło, co i Herkulesowi za wieku dawnego, który w młodości rozmyślając sobie, w którą by się drogę udać na świecie miał, na puszczy widział dwie pannie: jednę Rozkosz, drugę Cnotę. Rozkosz mu zalecała dziewki, biesiady, pieszczoty, maszkary, psy, kotki; a druga, to jest Cnota, obiecowała mu srogość życia, nieprzyjaźni, niebezpieczeństwa, pracy i wojny. Tu więc Herkules, gdy obaczył w tej Rozkoszy być upadek, udał się za Cnotą, za którą sławę i błogosławieństwo wieczne tudzież w tyle było. Tę baśń wielkiej prawdy pełnej osobliwym kunsztem wyraził dobrze polskim Wizerunkiem stryjec mój, Mikołaj Rej Oksza. Także ten Jan Tarnowski w rękach swych miał Rozkosz i Cnotę. Ojca nie było, bracia pomarli, opiekuna też piętnasty rok nie cierpiał. Młodość go wiodła ku Rozkoszy, była chuć ku złemu, była też możność ku uczynieniu, co ciału lubo było. A wszakoż krew ona Tarnowska sama przez się chyliła go od Rozkoszy ku Cnocie, i kiedy mu go przywiodła, iż on, dawszy dyjabłu i Rozkoszy po gębie, za Cnotą się udał, i opuściwszy matkę i dom, do mądrego człowieka i urzędnika wielkiego, Macieja Drzewieckiego, biskupa przemyskiego, a podkanclerzego na on czas koronnego, wszytek się był skłonił, aby jego radą i sprawą na dworze Olbrachta króla młodość swą sprawował ku wszelkiej cnocie i ku wszelkiej uczciwości, domu wielkiego synowi przystojnej, z której sprawy swojej takie miejsce u króla Olbrachta miał, iż gdy był król zachorzał, a dekret był uczyniony, aby żaden do króla na pokój nie chodził, jedno wezwany, sam tylko pan Krakowczyk (bo go tak po ojcu na on czas zwano), dekretem albo edyktem o nim był wyjęty, aby jemu samemu tylko, i nie wezwanemu, wolno było do króla na pokój wchodzić. Tom ja słyszał od ojca swego, który na on czas dworzaninem u króla Olbrachta był. Takie świadectwo o wychowaniu swym i wyćwiczeniu w młodości swej pan Jan Tarnowski miał.
Potym, gdy z młodości już wychodził po śmierci Olbrachta króla, u Aleksandra, a potym u Zygmunta królów miedzy pierwszemi dworzany był poczytany, który jako by szczenię jakie z rodu myśliwe pokazował się, ku jakiemu się on urodził polu: spraw bojownych na dworze się przysłuchiwał, hetmanów się dzierżał, w rozmowach ich. się kochał, historyje możnych królów i hetmanów rad czytał.
Przyszła bitwa u Orsze z Moskiewskim, na którą Jan Tarnowski na swą szkołę z inemi panięty jechał. Tam na onej wojnie moskiewskiej on panięcy huf świetny i zacny, w którym Kmitowie, Teńczyńscy, Tarnowscy, Zborowscy, Ostrorogowie, Czarkowscy, Zarębowie, i inych rozliczne wielkich domów panięta, wszyscy Jana Tarnowskiego sami sobie, i hufowi swemu, byli przełożyli. Tam ona wrodzona w onym panie natura ukazała możność swą, albowiem nigdy przedtym nie tylko wojennej sprawy hetmańskiej, ale nigdy na wojnie nie będąc, tak on panięcy huf sprawował, jako by przedtym hetmanem zawsze ludu wielkiego bywał; albowiem tak on huf sprawował, iż z nim jedno jeden Kmita, a jeden Zborowski zabici są.
Te były, iż tak rzekę, prymicyje albo początki hetmaństwa jego, u króla Zygmunta miłe, a u wszech sławne; i już w ten czas z tego początku rosła o nim nadzieja przyszłej dzielności jego wielka. [...]
Na podstawie wydania: S. Orzechowski, Wybór pism, oprac. J. Starnawski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1972.