I przeczże wżdy, Kupido, tak mocnie hartujesz
Tę strzałę w ogniu krwawym? Na co ją gotujesz?
Albo nie wiesz – me serce będąc tak strapione,
Nie dziw, jeśli od gwałtu będzie zwyciężone.
Nie jest ci to zwycięstwo, chocia je otrzymasz
Nad tym, co się nie broni, gdyż ty broń srogą masz:
Strzałę z ostrem żeleźcem, k temu rozpalonym,
Padać się serce musi z bólem niezleczonym.
Mocny i twardy marmor, a przecie się kruszy,
Od takowego gwałtu wszelka się moc wzruszy.
Ogień żże, strzała rani, oboje szkodliwe,
A serca na upadek z sobą są zgodliwe.
Lecz iż najdzie lekarstwo na wszelkie niemocy,
To się też zleczyć może, iż będzie bez mocy.
Już ogień zalać przyjdzie tąż spólną miłością,
A strzale się zastawić stalną uprzejmością.
Kędy ból spólny bywa, już się sercu gwoli
Dzieje: nie tak ugara i nie tak też boli.
A przetoż mnie ty męki już wytrwane będą,
Niechajże, jakowe chcą, padną, niech usiędą!
PIEŚŃ II
Natura można twe zacne przymioty
Ozdobiła je rozkwitłemi cnoty:
Z urodą wdzięczność, śliczne obyczaje,
Baczne zwyczaje.
Rozkosznych darów Fortuna życzliwa
Tobie nadała tak, iż żadna żywa
Z tobą nie zrówna, ani Bogu miła
Żadna nie była.
Nic nad cię Nimfy i Najades mają,
Chociaż przy zdrojach rozkosznych mieszkają,
I pani z Cypru, która tym władnęła,
Siełaś jej wzięła!
Zaczym me serce z rozsądku prawego
Wyrok bez ciebie czyni, że wiecznego
Kłopotu z troską ujść nie będzie mogło,
Gdy się zawiodło.
Pociechy niemasz, która smutek morzy,
Serce omdlewa, żal się bardziej żarzy.
To łaską swą zlecz, a rany się zgoją
Przyjaźnią twoją.
Moc piękności twej sercem moim władać,
Możesz zachować, możesz go i stradać.
Użyj baczenia a uczyń mu k woli,
Niechaj nie boli.
Niechżeć już służąc ciebie, panią moję,
Wierszem mym sławię, który cię za swoję
Eufrozynę mam! Niech tobą słynę,
Niechaj i ginę!
PIEŚŃ VIII
Wesołe zioła i kwiatki szczęśliwe,
Które białością śniegom zazdrościwe
Mej paniej ręce po tych łąkach rwały
I śliczne stopy jej po was deptały.
Skarby Krezowe szacunk wasz przechodzi
I co szczęśliwa Arabija rodzi,
I co Paktolus na brzeżyste progi,
Albo Hydaspes miece nieubogi.
Was ona zdjąwszy z swej spaniałej głowy
Dała mi na znak łaski tymi słowy:
Jako ten wieniec nigdziej nie ma końca,
Tak nasza miłość, póki stawa słońca.
O wdzięczne słowa, które gdy wspomionę,
Na którąkolwiek obrócę się stronę
Pierwszym się panem rozumiem na świecie,
Bo wy mnie wszystko dać i wziąć możecie.
W waszej jest mocy rozprząc mię z żywotem
I umarłego zasię wskrzesić potem,
I latać albo głową sięgać nieba,
Albo u ludzi żebrząc szukać chleba.
PIEŚŃ IX
Kryją się gwiazdy, czarne ćmy nadchodzą,
Które za sobą rumiany świt wodzą.
Księżyc skrył światłość swoję,
Już dobranoc, serce moje!
A odpuść, jeśli twe spokojne spanie
Płaczliwe moje przerywa śpiewanie,
Bo miłość serce rani,
Już dobranoc, moja pani!
Tymczasem jeśli owdowiałe łoże
Strapionym oczom moim sen dać może,
Niech mi się śni o tobie:
A ja z tobą igram sobie.
A choć też pełnych obietnic nadzieje
Precz tej zawisnej nocy dma rozwieje,
Znowu się zaś pokuszę,
Bo cię miłować muszę.
Tymczasem niech się serce przez sen bawi,
Co by widziało rado i na jawi.
Tę jedno widzę drogę,
Którą cię użyć mogę.
NA FRASZKI
By nie tak wiele fraszek w naszych rzeczach było,
Pisać by się tak wiele fraszek nie godziło,
Ale iż fraszki płacą, fraszki podczas szkodzą,
Czasem też nie z fraszkami, chocia fraszki, chodzą
To kłopot, to żart, to śmiech – wagę czasem mają,
Przecie fraszki fraszkami zawsze nazywają.
Więc wy też idźcie moje za drugiemi, fraszki,
By nawet drukarz za was włożył co do taszki.
DO FRASZEK
Mnie się zda, że fraszkami dlatego was zową,
Iż się z czczym mieszkiem piszą i z stroskaną głową.
DO CZYTELNIKA
Jeśli-ć się będą zdały me rymy bezpieczne,
Albo iże w nich żarty są jakie wszeteczne,
Nie pierwszym ja jest, bracie, nic mów o tym ze mną,
Ale z tymi, co także pisali przede mną,
Tak naszy, tak dawniejszy; pisał też Katulus,
Anakreon, nasz Krycki, także i Marulus,
Aryjost, Propercyjusz, przykry Juwenalis,
Petrarcha, Owidyjusz i mój Marcyjalis.
Małoli-ć na tym jeszcze – ich tytułu spytaj,
Że-ć są fraszki, nie psalmy, za fraszki je czytaj,
Czytelniku, a iż są nie barzo wstydliwe,
Natura to ich – dosyć, że nieobraźliwe.
DO MIŁOŚCI
Miłości, iżem musiał przysiąc paniej swojej
Nie wspominać przed nikim o rozkoszy mojej,
Ani co dalej było, przetoż od żałości
Umieram, już umieram! Ale ty, Miłości,
Wróć się do niej a powiedz, że nad mię człowieka
Szczęśliwszego nie było od dawnego wieka.
Któż kiedy nad mię ręce piastował cudniejsze?
Któż usta ucałował do wolej wdzięczniejsze,
Albo i oczy śliczne? Ale cóż mnie po tym,
Kiedy mi się nie godzi z nikim mówić o tym?
Miłości, wróć się jeszcze! Powiedz, iż człowieka
Szczęśliwszego nie było od dawnego wieka!
O DOROCIE
Wesoł-em dosyć z ochoty,
Skoro się dotknę Doroty,
Zaraz precz wszytkie kłopoty,
Gdy siedzę podle Doroty.
Fraszka złoto i klejnoty,
Gdy legę podle Doroty.
Zgoła wszytko jest prócz cnoty
U mej szlachetnej Doroty.
EPITAPHIUM RZYMOWI
Postój mało a przeczci te wiersze, pielgrzymie,
Wyciosane na twardym marmorze o Rzymie:
Byłem Rzym za onych lat światu naznaczniejszy,
Męstwem, wymową, rządem, dostatkiem przedniejszy.
Tryumfy–m świat objeździł i ouzdał prawy,
Ziemia i morze moje dzierżały ustawy.
Gdzież na siedmi gór zamki, kościoły budowne?
Gdzie bramy? gdzie cieplice, teatra kosztowne?
Nie masz ich i mnie nie masz! Byłbym dziś szczęśliwy,
Gdybym trwał, a nie zgubion przez czas zazdrościwy.
Już nie jestem Rzym Rzymem; mymi przywalony
Rumy leżę, a w sobie jestem pogrzebiony.
Te ostatki, co widzisz, tych murów stłuczonych
Kupy jakie są znaki ozdób mych zniżonych.
Próżno tedy szukać chcesz Rzymu w Rzymie, ale
Już idź, bo w Rzymie leży Rzymu mało nie cale,
A mną się karz, gdyż – baczysz – czas wszytko popsuje.
Cóż po tym, że tu kosztem kto zbytnim buduje?
PRZYJACIEL
Gdy za łeb pójdzie przy mnie, pieniędzy pożyczy,
Poradzi, a gdy jachać, wiele mil – nie liczy –
To jest prawy przyjaciel, takiego szanuję;
Tym czworgiem niech mi służy – z ostatka kwituję.
O PŁESZCE
W smaczny kąsek panience płeszka ugodziła,
A przez włosiany gaik w brzeg ją zakąsiła.
Czuje, że gonić miano, kęs niżej uskoczy,
Ale próżno! Panienka namaca, choć w nocy,
Bo wnet jej na udzie swym srogą śmierć zadała,
Której Wenus nagrobek taki napisała:
"Płeszka tu jest zabita. Ma być pogrzebiona
W mogile, w której mało nie jest uchwycona"
Za wydaniem: J. Smolik, Wiersze różne, wyd. R. Pollak, Warszawa 1935 ("Biblioteka Zapomnianych Poetów i Prozaików Polskich XVI–XVIII w.")