Przedmowa do wydania Jan Kochanowski (Kraków 1585)
Wielmożnemu a mnie Miłościwemu Panu, Panu
Janowi Myszkowskiemu z Mirowa,
kasztelanowi żarnowskiemu etc., etc.
Jan Januszowski służby swe powolne zaleca.
Jan Kochanowski, on wielki, Wielmożny a mnie Miłościwy Panie, wielki, mówię, w naukę, w rozum i w sprawy, wojski sędomirski, poeta polski, dobrze przed śmiercią swoją, upatrując czasy niepewne pozad idące, w których wszytko rado się mieni, począł był wnetże zarazem po wydaniu Psałterza przekładania swego ze mną się namawiać, jakoby rzeczy pisania jego wszytkie za żywota jego z drukarnie mej wyniść na świat mogły; częścią aby te, co były gotowe, dobrze wyszły, częścią aby o drugich co ważniejszych tym snadniej myślić mógł – i na tym było stanęło. Ale jako rzeczy wszytki, które ludzie stanowią, nie są w mocy naszej, ale na wolej i łasce tego, który wszytkim rządzi, tak i to paść musiało, jako się temu Panu spodobało, który zagrodziwszy mu drogę do wszytkich rzeczy, które, rzecz pewna, z wieczną sławą jego być by były mogły, nie rzekę, dalej postępić albo tego, co już było gotowo, na świat wydać nie dopuścił, ale i samego z oczu i z towarzystwa ludzi wszytkich wziąć raczył. Tak śmierć niezbędna przed czasem zapadła, która acz pod czas wiele ludziom szkodzi, tego przedsię przewieść nie może, aby pamięć człowieka tego z ziemie wymazać miała; a daj to, że samego światu zajźrzała, godność przedsię jego w cale zostawić musiała. W cale, mówię, bo gdzie kiedy w polskim narodzie, albo, rzekę śmielej, w północnym kraju wszytkim był taki poeta zacny? Gdzie kiedy w Polszcze śmiał się kto zetrzeć z onymi poety tak greckimi, jako i z łacińskimi, co rymy swemi bogi z nieba zwabiali, jako ten? Gdzie kiedy który zrównał z nimi, albo co by ze wszytkim tak być miał jako ten? Było za czasów naszych poetów dosyć znacznych w Polszcze, tak jest, ale przedsię acz z tych każdy miał i ma swą pochwałę, ten jednak wszytkich – z pochlebstwa nie mówię, rzeczy to same świadczą – przeszedszy swe godnością i obcych dosiągł; a z nim co by zrównać mógł, jeszcze go wieki nasze nie podają. Ten tedy wielki i zacny poeta polski, mnie wielce Miłościwy Panie, iż za żywota swego nie mógł rzeczy swych do tego końca przywieść, jako chciał i umiał, aby przedsię wiekom przyszłym żył wiecznie, zostawił po sobie, choć niewiele, jednak tyle, ile wszytkim dosyć; a podobno i rzec mogę – więcej niż owi, co pisali wiele. Zostawił Lyrica, Elegias, Foricaenia łacińskie, zostawił Aratum i Psałterz Dawidów przekładania swego, nad co co może być sztuczniejszego i piękniejszego? Zostawił Treny, lekkie, rzeką podobno, ja nie wiem; afektu ojcowskiego przeciw dziatkom w tej mierze upatruję, którego, nie widzę, by kiedy kto lepiej wyrazić mógł i umiał. Nuż insze rzeczy: Odprawę posłów greckich, Dryas Zamchana, Zgodę, Satyr, Szachy; aza w tych nie nalazł kożdy, co by godnie pochwalić mógł? Mym zdaniem, co kto weźmie, gdzie wejźrzy, najdzie się czemu podziwić i z czego się ukochać. Wydał też był, mniemaniem ludzkim i rzeczą samą, Fraszki, w których niektóre są barzo potrzebne, a drugie podobno barzo bezpieczne. To prawda, nieboszczyk samże długo o tym myślił, jesliże wszytki wydać miał albo nie. Bo do tego i to przystąpiło było, żem i ja sam, z którego drukarnie wyniść miały, z nim nie tylko o to mówił, ale i nawet, kiedy się już do druku podać miały, pisałem o to do niego. Na co potym odpisał mi w te słowa: "Wyrzucać co z Fraszek nie zda mi sie, bo to jest jakoby dusza ich, si quod pruriat incitare possunt. A tak proszę, przepuść im teraz W. M." etc. – te są słowa jego. Oględował się na to, że złość ludzka każdemu złemu jest wrodzona, a dobremu i nagorsza rzecz nie zawadzi, mając zwłaszcza przykłady inszych ludzi godnych, którzy rzeczy bezpieczniejsze na świat wydawali, za któremi przedsię u ludzi prze insze zacniejsze sprawy to sobie jednali, że ich przez to nie potępiali. Co iż u mądrych miejsce miało, nie wiem, przecz by i te, chociaż fraszki, przy drugich uść nie miały, obejźrzawszy się zwłaszcza na lata te, w które to pisał, nie w które to wydał, a osobliwie i na to, że przy statku czasem żarty być muszą. Ale puściwszy na wolą i zdanie każdego, gdyż oraz dogodzić wszytkim trudno, gdzie by się kto wszytkimi fraszkami bawić nie chciał, otóż teraz mieć będzie insze rzeczy ku tym, co już przed laty wyszły. Są Phaenomena, są Musae, jest Monomachija Parysowa z Menelausem, jest Dziewosłąb, jest Broda, są Pieśni, są rzeczy inne, z których z osobna każde mym zdaniem dodadzą dosyć uciesznej każdemu zabawy. Co gdzie by się komu nie podobało, mym zdaniem człowiekiem by nie był. Te tedy rzeczy takowe, M. P., jakom wysszej pomienił, iż za żywota pana Kochanowskiego, jako autora tych rzeczy, na świat wyniść wszytki nie mogły, teraz Jej Miłość Pani Dorota Kochanowska, żałosna po swym panie małżonka, wiedząc o tym, że sam nieboszczyk ze mną o tym stanowił a że to wola jego była, zebrawszy część jego rzeczy pisanych i tych, co już w druku przedtym były, do mych rąk je posłała, abym jedne przy drugich, wszytkie, które wydać się godziły, kosztem swoim na świat wydał. Ja tedy wziąwszy przedsię człowieka tak wielkiego i rzeczy jego żadnym wiekiem niezrównane, nie chcąc, aby tak goło na świat wyszły, czego nie tylko wszytkie wespół złożone, ale snadź każdy wiersz jego z osobna dobrze godzien, ważyłem się tego, W. M. je przypisać i ofiarować; jakoż przypisuję, ofiaruję i pod imieniem W. M. mego M. Pana do wiadomości ludzkiej podaję. Naprzód dlatego, aby tej śmierci było się czym w gardle oprzeć, iżeby człowieka tak wielkiego w ziemię ze wszytkim nie grzebła, ale owszem jedynemu postumowi, którego oczy jego nie widziały, powinnym jego i potomnym wzór i pamięć zostawiła. Po wtóre dlatego, aby te wszytkie pisma polskie jego, jedne przy drugich, znieść się mogły w dom W. M., z którego nie tylko on sam, tak jako to na wielu miejscach wyznawa, wielkie łaski i znaczne dobrodziejstwa odnosił, śle też i ja. Po trzecie, żem tego pewien, jako u inszych książąt, panów i osób zacnych, a osobliwie u Jego Książęcej Mości Jego M. Księdza Biskupa Krakowskiego, Miłościwego Pana stryja W. M., był wzięty, że też i u osoby W. M. nie był podlejszy: owszem, jako się wszyscy w rzeczach pisania jego kochali, że też i u osoby W. M. miejsce mieć będą. Po czwarte, abym dogodzić mógł częścią tym, którzy pragnęli, aby wszytki rzeczy jego na świat wydane były, częścią też tym, którzy by się radzi przypatrzyli i ozdobie rzeczy samej, i położeniu słów, jakim porządkiem iść by słusznie miały, w czym widzę, że nad wszytki insze przodkował barzo. Po piąte a ostatnie, abym i ja sam przez to mógł miejsce jakieżkolwiek u łaski W. M. zjednać sobie, pomniąc zwłaszcza na ono, żeś W. M., nie gardząc niskim podwojem moim, raczyłeś W. M. i drukarnią dosyć słabą moję widzieć, i odchodząc to jako za upominek zostawić, abym był pewien miłościwej łaski W. M. Otóż abym się tą łaską W. M. jakokolwiek bezpieczniej szczycić mógł, na znak niegodnych służb moich to, co natenczas do rąk moich przyszło, W. M. memu Mił. Panu oddaję, prosząc, abyś W. M. mój M. Pan moim bezpieczeństwem nie obrażając się, z miłościwą łaską swą, jako od sługi swego przyjąć i mnie, i domowi memu Miłościwym Panem być raczył.
Dat. w Krakowie 12 dnia grudnia, Roku Pańskiego 1585.
Transkrypcja za pierwodrukiem: Jan Kochanowski, w Krakowie, z drukarnie Łazarzowej, 1585, k. 2r–4v (R.M.).