Liszka z kozłem w jednej chwili
Przyszli k studni, aby pili;
A chciwie się tam wpuścili,
Występu nie opatrzyli.
Potym zasię, gdy wen chcieli,
A żadnych stopniów nie mieli,
Zatroskał się kozieł ubogi,
Spuścił uszy, trząsnął rogi.
Liszka k niemu przemówiła:
"Jużem drogę wymyśliła,
Jako już stąd wynidziewa,
Jeśli sobie pomożewa:
Wespni się na swoje nogi,
Stań prosto, ściągnąwszy rogi,
A ja się tak wyprowadzę;
Potym o tobie poradzę".
On uczynił, co mu radziła:
Liszka po nim wyskoczyła
A nad studnią przebiegała
I z kozła się naśmiewała.
Kozieł wołał: "Wszakeś ślubiła,
Aby mię stąd wyzwoliła;
Pomoży-ż mi, gdyś na świebodzie,
Bych nie ostał w tej to wodzie!"
Liszka rzekła: "Koźle miły!
Rozumy cię omyliły,
Których w swej brodzie mało masz,
Chocia się w niej barzo kochasz.
Abowiem, by ty był rozum miał,
W studnią by był nie wstępował,
Ażeby pierwej opatrzył,
Kędy by zasię wyskoczył".
Wszelki mądry, kto ma działo,
Aby się mu mądrze zstało,
Koniec przeźrzy, niż co poczniesz,
A tak w szkodę nie upadniesz.
Winiarz jeden, bliski śmierci,
Chcąc nauczyć swoje dzieci,
Wszytkich sobie wezwać kazał,
Za testament im powiedział
Rzekąc: "Pieniądze, którem miał,
Na winnicy-m je zakopał;
Gdyć umrę, pilnie szukajcie,
A co potrzeba, najdziecie".
Oni, gdy tako mniemali,
Wziąwszy motyki, kopali;
Skarbu nigdziej nie tuczyli,
Aż się potym domyślili.
Bo winnicę rozkopawszy
Wzięli z niej pożytek więtszy:
Była ciem zawżdy rodniejsza,
W dawaniu wina hojniejsza.
A przeto kto chce bogaty być,
Oplwawszy ręce, trzeba-ć robić!
Orz rolą, kopaj korzenie,
Nie troszcz się o dobre mienie.
Ryś z liszką niegdy się gadał,
Ślachectwem się jej przekładał:
"Jakom ja cudnej rodziny,
Ukazują me pstrociny".
Liszka rzecze: "Barzo błądzisz,
Iż się z skóry cudnym sądzisz;
Bo gdy z ciebie sierść opłynie,
Wszystko twe ślachectwo zginie.
Jać-em tedy ślachetniejsza
I więcej nad cię cudniejsza,
Iż o cudną sierść mało dbam,
W rozumie cudność pokładam".
Nietrwałe-ć zwierzchnie okrasy,
Wszystki się mienią za czasy;
Aleć to prawie ślachetny,
Który w sobie ma rozum cny.