Stanisław Witwicki
Abrys doczesnej szczęśliwości
oprac. L. Ślękowa i A. Oszczęda
Wrocław 2012
Oficyna Wydawnicza ATUT
Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe
ZE WSTĘPU
Abrys doczesnej szczęśliwości, napisany przez biskupa Stanisława Witwickiego, jest barokowym podręcznikiem życia duchowego. Drukiem wyszedł po raz pierwszy w 1685 roku, a w stuleciu następnym wydawany był jeszcze trzykrotnie. W dwudziestu rozdziałach autor dowodził, że świat i człowiek (substancjalnie i strukturalnie jednorodne) tak zostały przez Stwórcę uformowane, by ludzka istota mogła czynić, „co Bóg chce”, będąc zarazem „z świata i Twórcy kontenta”. Wpierw dokonał przeglądu dóbr, z którymi ludzie zwykli wiązać szczęście, omawiając bogactwo, honory i urzędy, nauki i kunszty, status społeczny i pory ludzkiego życia. Zabiegów związanych z ich osiąganiem nie dyskredytował, przekonywał jednak, że zachodzące w człowieku i świecie „odmiany” sprawiają, że dobra te nie mogą stanowić trwałego źródła satysfakcji. Uznawszy, że konieczny jest „powrót człowieka do samego siebie dla szukania szczęścia zupełnego”, dłużej zatrzymał się nad rozważaniem tajników ludzkiej natury. Szczególnie dużo miejsca poświęcił namiętności – „córce poburzonej krwie, słabego rozumu, mocnej imaginacyjej”. Wiele uwag dotyczy też rozumu i duszy – „anioła w ciele ludzkim osadzonego”, któremu sprzeciwia się i którego więzi ciało.
Na tle dawnej literatury dewocyjnej rozprawa Witwickiego, duchownego związanego z dworem Jana III Sobieskiego, wyróżnia się wyrazistym stylem, przede wszystkim jednak wykorzystaniem poglądów Kartezjusza na temat budowy ciała ludzkiego i wpływu bodźców zmysłowych na rządzące człowiekiem namiętności.
FRAGMENT ROZDZIAŁU XII O NAMIĘTNOŚCIACH, KTÓRE SIĘ W NAS ZNAJDUJĄ, CO SĄ
Z dozwoleniem tedy starych filozofów, nie zgrzeszę, gdy prawdę powiem, że lubo dusza nasza z ciałem złożona, że rzekę – wcielona – czyni człowieka, jednakże ciało nie jest u dusze, czym są organy u organisty. Ale jest prawdziwiej – rzekę – tym, co jest niedźwiedź u niedźwiednika, który lubo ma zwierzchność nad niedźwiedziem, lubo niedźwiedzia uczy na dwóch tylko chodzić nogach, muzyki słuchać i według jej się obracać, w koło chodzić, na nikogo się nie rzucać, kaganiec mieć na pysku, przecież jednak niedźwiedź, że ma własne obroty, impety, namiętności, mruczy bez przestanku na mistrza swego, czasem się i porwie na niego, a czasem weźmie i pod siebie, i kości nadłamie. To tak się właśnie z ciałem naszym dzieje, które wszytko jest jak na szrubach, którym krew jak kołami młyńskiemi obraca, którym wnętrzny ogień jak racą abo granatem rzuca, którym powierzchowne rzeczy jako piłką jaką igrają. Stanie co pięknego w oczach, aż zaraz się piłka tam jakoby pociągniona toczy, stanie co strasznego, aż się cofa, popchnie powierzchowna ręka, aż bieży piłka, trąci, aż opada. [...] Z całego ciała żyłki nad włosy cieńsze schodzą się w pojśrzodku mózgu od natury umyślnie wydrożonego. W tym miejscu wydrożonym, w samym śrzodku osadzony jest guziczek pewny, koło którego jako płomień jaki z subtelnej krwie para duchami źwierzęcemi nazwana, z subtelnym powietrzem zmięszana wiezsza się tak, że w którąkolwiek stronę dusza guzika pomienionego nachyli, w tamtę stronę pędzi owe duchy, które wpadając w niektóre żyłki, biegają do tej abo do owej części ciała i nim obracają. I tak z doświadczenia i anatomijej widziemy, że co u okrętu rudel, to u człowieka osadzony pośrzodku mózgu ów guzik czy brodawka konaryjon nazwany, dusza zaś jako sternik kierować niem powinna, ale że częstokroć owe duchy [...] bywają tak ogniste i bystre, że same wpadają w otworzone żyłki i przez nie części ciała ludzkiego za pozwoleniem dusze, a czasem bez pozwolenia, gwałtem poruszają się. Wtenczas dusza, chcąc zamykać usteczka owych żyłek, żeby nie piły tak ognistych duchów, ściska one, a duchy natarczywe przecię się tam cisną. I ta to jest wojna ciała z duszą, którą w ciele naszym czujemy.