Mikołaj Sęp Szarzyński
Sebastian Grabowiecki
Stanisław Grochowski
Kasper Twardowski
Hieronim Morsztyn
Szymon Zimorowic
Kasper Miaskowski
Maciej Kazimierz Sarbiewski
Daniel Naborowski
Łukasz Opaliński
Krzysztof Opaliński
Jan Andrzej Morsztyn
Zbigniew Morsztyn
Wacław Potocki
Wespazjan Kochowski
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Józef Baka
Poeci "minorum gentium"
Samuel Twardowski
Jan Chryzostom Pasek
Jędrzej Kitowicz
Benedykt Chmielowski
Jan III Sobieski
Varia
Opracowania
Jan Białobocki
BRAT TATAR
ABO LIGA WILCZA ZE PSEM...
Rozgniewał się raz pies na pana swego,
Że mu coś włodarz uczynił przykrego.
A chadzał on pies przed drugiemi psami
W pole z pasterzmi, strzegąc nad owcami.
Gdy tak niesmakiem był jakoś zdraźniony,
Wziął wściekły umysł przed się pies szalony,
Mówiąc, że: "Cierpię od sług i włodarza,
Najdę ja sposób skarać gospodarza.
Uczynię z wilkiem wieczne pobratanie,
A pewnie w krzywdzie dosyć mi się zstanie".
I szukał wilka, aż nalazł głodnego,
Porwie się zaraz wilk chyżo do niego.
A pies mu rzecze: "Postój, panie bracie,
Już ja gotuję dobry bankiet na cię.
Tylko się z sobą wiernie pobratajmy,
A w jedno z sobą do gardła trzymajmy.
Jednegośmy są oba pokolenia,
Darmośmy z sobą mieli rozróżnienia.
Ma gospodarz mój owce kilkorakie,
Białe, pstre, czarne, a psy lada jakie;
Co lepszych, tom ja, bracie panie wilku,
Odwabił z sobą, już na stronę kilku.
Będziesz miał taki byt na owcach jego,
Żeś z urodzenia nie zażył lepszego.
To tylko sobie wymawiam u ciebie,
Chciej mię też tuczyć tak, jako sam siebie.
Dzielmy się równo owcami białymi,
A mnie daj pokój z moimi czarnymi.
Które od pana odpędzę na stronę,
Z ciebie i ze mnie będą mieć obronę.
A drugie wszytkie spólnie jeść będziemy
I do kilku lat tego nie przejemy.
Już ich tamci psi pewnie nie obronią,
Wszytko to nasze czerewa pochłonią".
Wilk mu z tatarska rzecze: "Dobra twoja,
Kolisz tak budesz sobak kardasz moja.
Jednaka u nas obu w brzuchu miara,
Jednaka natura, ledwie i nie wiara.
Ty nie słuchajesz popa w Rymu papież,
Moja o niego nie dbasz w Krymu takież.
Tylko ja niech mam baran pana twego,
Baran jak nie masz, to cię zjem samego".
Podjął się on pies i obiecał śmiele,
Że: "Zawsze, wilku, będziesz miał wesele".
I uradzili iść ku sałaszowi,
Gdzie acz pasterze już byli gotowi
Z czujnymi stróżmi, ale wilcza siła
Z domową złają, co pana zdradziła,
Rozerwała płot; małe zgromadzenie
Z pasterzmi swymi poszło w rozproszenie.
Rad wilk, że mu się nadał raz takowy;
Dzieli i ze psem nieszczęsne obłowy.
A czarne owce na stronie patrzają,
Rady, że białych wilk ze psem szarpają.
To onemu psu, swojemu stróżowi,
Czołem ku ziemi biją i wilkowi.
A wilk się tylko z paszej oblizuje,
Patrzy na czarne, a zęby gotuje.
Ale syt w ten czas, poszedł w głąb ku białym
Z onym to miłym pobratynem śmiałym.
Postrzegli stróże, co się zaś zebrali
W gromadkę byli, żeby odpór dali.
Ale nie równia tej wielkości było
Ich zgromadzenie, przeto ustąpiło.
Już tak wilk chodzi syt między owcami,
Lecz więcej białych widzi za zamkami,
Zęby artując, a patrząc na czarne,
Rzekł: "Szajtan miara i to ja zagarnę".
Nu w nie, gdy już szedł nazad do swej knieje,
Pies pocznie mruczeć, a wilk się rośmieje,
Mówiąc: "Hdeś widył sobak pobratały,
Żeby się z wilkiem owce bratać miały?"
Uszło wilkowi, wziął na drogę dobrze,
Aż do żywego czarnym boków dodrze.
Liczy pies czarne, gwałt ich niedostaje;
Że nie śmie głosem, cicho mrucząc łaje.
To raz. "Postąpię ja - mówi - na potym
Inaczej z wilkiem, postanowiem o tym".
Aż wrychle wilka zaś prosi do siebie:
"Pane brat, bądź mi ku nagłej potrzebie,
Bo już gospodarz sam na mnie wychodzi,
Gdzie nie przybędziesz, barzoć to zaszkodzi".
Ruszył się z mnóstwem wilków on pobratym
Znieść gospodarza z gruntu: pies był na tym.
Aż gdy się zejdą, zajrzą sobie w oczy,
Z obu stron siłę, jaką kto miał, toczy.
Rzecze pies: "Panie wilku, już to naszy,
Będziemże tu mieć po dostatku paszy,
Nie tylko owce białe pochłoniemy,
Ale i pana z strażą ozioniemy,
Bo im niewielką przywiódł tu obronę,
Wszytko się dzieje poplecz w naszę stronę".
Gniewny wilk fuknie: "Sobak, nie tu koniec!"
A wtym też przyszedł gospodarski goniec.
Rzecz ma: "Na coś się ty, wilku, rozpasał,
Żeś owce pańskie ze psem porozpłaszał?
Nie pomnisz, wilku, gdyś w Rawie był w wieży
(Ujźrzysz, że cię ten pies pański odbieży),
Mogłeś był zginąć, lecz się zmiłowano,
W tej jamie, że cię gardłem darowano.
I teraz nie wiesz, tu wygrana czyja,
Darmo cię bestwi ta psia fantazyja.
Raczej ty odstąp psa, zdrajcę pańskiego,
Bo cię przywiedzie do zginienia twego.
Zdradził on pana, ciebie nie ma zdradzić?
Wilku, inszą rzecz daj sobie poradzić!"
Wilk pocznie myślić: "Małoć nie tak będzie".
Rzekł: "Bo o tych psach ta jest sława wszędzie.
Krzywdy ja nie mam z gospodarza tego,
Co raz wypadnę, najdę co u niego.
Choć ci ukradkiem, przecię porwę strawę,
Wolę ja z tym mieć gospodarzem sprawę.
Drugą rzecz widzę lepszą. Niech się jedzą
Sami stróżowie, bo mię tak nie znędzą.
Im będzie stróżów mniej, to owce moje,
Białe, pstre, czarne, pojem wszytko troje.
Więc się zaś boję, jak gospodarz górę
Weźmie, to pójdzie i o moję skórę.
Nu, sobak, przeproś pana gospodarza,
Durna ty: chcesz być bez jego włodarza?
Nikoli sobak sobie nie panował".
A gdy onego psa tak wystrofował,
Musiał pies pokłon czynić panu swemu,
Obiecał już być posłusznym onemu.
Wilk też rozumiał, że to prawda będzie,
Odchodząc puścił w zad zagony wszędzie;
Wziął czarnych owiec sześćkroć sto tysięcy,
Pewna że nie mniej, jeżeli nie więcej.
Pocznie narzekać pies na wilka srodze:
"Czemuś wziął?" Wilk rzekł: "Bo były po drodze".
To drugi raz już czarnym się dostało,
Aż po sałaszach psich popustoszało.
Wilk bierze, pańscy stróże zabijają,
Z obu stron czarne owce biedę mają.
Nic to; pies zdobi swe rzeczy: "Wygrana -
Mówi - bojesmo napużali pana",
Aż znowu coś się psu nie w smak zwidziało:
"Pane brat wołku, po czortu się zstało,
Że z gospodarzem zawarliśmy zgodę,
Niezmierną oba mamy przez to szkodę.
Jużci to wszytko, co ma, nasze było,
Już by się było z nim wszytko skończyło.
Znowu straż jego ja teraz gromiłem,
Zimie od owiec swych precz wypłoszyłem.
Któryże, słyszę, sam zaś do mnie idzie,
Pewnie mu twoim jasesem być przyjdzie.
Tylko jeszcze raz dopomóżmy sobie,
Wszytka czereda dostanie się tobie.
Wiernie-ć pomogę; proszę, co najprędzej
Śpiesz, a przybieraj wilków co najwięcej!"
Wilk się wymawia: "Niekak dobra kardasz,
Trzeba dotrzymać mir, wiru i bajrasz".
A pies rzekł: "Chyba nie masz razum w głowie,
Toż byś nie przestał na tej mojej mowie
I nie chciał szczęścia zażywać swojego
Pan brat? Jużeśmy dopięli wszytkiego".
Dał się namówić wilk i poszedł w pole,
I tu, i ówdzie czając się przy dole,
Ażby pan przyszedł na utajonego,
Ale gdy nie mógł doczekać się tego,
Powiedzą mu psi oni, że: "Pierzchają
Od gospodarza stróże, bo wieść mają,
Żeśmy już tudzież, zaczym następować
Trzeba, będziemy do dusze żyrować".
Wtym pójdą chyżo, aż ujrzą samego
Pana z okrytą strażą gotowego.
Rzecze wilk do psa: "Sobak, co się dzieje?
Aż straszno pojrzeć, serce mi truchleje!
Na coś ty przywiódł mnie, sobak zdradliwy,
Moja nie harast; ty nie będziesz żywy".
Pies mówi: "Nie dbaj, panie brat, na oczy!
Skoro się pomkniem, wszytko to precz skoczy".
A wtym pan puści mężne siły swoje,
Rozerwał wilki i psy wnet na dwoje.
Lalasz! za niemi, jak tu pójdą gończy,
Wilcy sierzcianych zbywają opończy,
Skórze lżej czyniąc, biorą i po grzbiecie,
Źle się, panowie bracia, pilnujecie!
Bo psi do rowów; nu kłapać zębami
Na stróżów pańskich, potym modlitwami
Proszą o pokój, na wilki składają,
A do błota się chwostem przytykają.
Najbarziej przecię winią psa starszego,
A patrzą, gdzie by wymknąć z gorącego.
Wilk też jak poszedł z wilki i psem onym
Przywódcą drugich psów, już odłączonym,
Odbiegli czarnych owiec i swych braci,
Głupia czereda gardłami to płaci,
W którą zawzięli się pańscy stróżowie,
Wielkie musiało być z tego pogłowie.
Bo i ciż wilcy, choć już w uciekaniu,
Biją ich, tłuką wszędy na potkaniu.
Prosi wilka pies: "Nie każy czeredy
Mojej tak psować, wszak dosyć ma biedy".
A wilk: "Mołcz, sobak, niechaj nie zawadza!
Prudko utikasz, pak i baran zdradza.
Mnoho się szajtan z toho sobak rodzi,
Moja i twoja z żywotom uchodzi".
I fuknie: "Sobak, rada twoja licha;
Moja bieżysz, jok dusza ledwie dycha.
Baran jesty nit, sama utikajesz,
Moja co kazał, a cy pamiętajesz?
Kak baran nie masz, to przyjdzie do tego,
Że twych psów pojem i ciebie samego.
Moja, kak nie jesz, kiszka bolisz, stukasz,
Nie durno mini z toho sia wykuchasz.
Moja brat mnoho propał, ty niehodna;
Już tebe zjesz, bo moja teper hłodna".
I daliej pocznie mu wilk przepowiadać,
Pies już by się rad, by przed kim spowiadać:
"Żem panu swemu zohreszył wiroju,
I uczyniłem, brat Tatar, z toboju.
Mostywy pane wouku, niech okupie
Zdorowie, abym nie był w twoim łupie".
To już trzeci raz braterstwa pożytek,
Że mało nie był on pies w łupie wszytek,
By się był nie dał wilk na okup użyć,
Zaczym pies przysiągł odtąd panu służyć.
Rozsądźcież, kto tu z tych dwu panów braci
Zyskuje i kto z tych stron więcej traci.
Do pana, piesku, jeśli zdrowie lubisz,
Bo i sam siebie, i swój naród zgubisz.
Złam upór, błagaj gospodarza twego,
Nadsługuj! Prędko wilk przybeczy-ć tego.
Kto to uważy, pewnie przyznać musi,
Że się taka rzecz właśnie dzieje w Rusi.
Tekst zaczerpnięto z wydania: J. Białobocki,
Poematy rycerskie
, wstęp i opracowanie P. Borek, Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej, Kraków 2004, s. 139-146.
Jan Białobocki (ok. 1600 - po 1661) należy do grupy poetów minorum gentium okresu baroku. Nie do końca słusznie uznawany jest po dziś dzień za "taniego panegirystę" (sądowi takiemu przeciwstawił się już A. Brückner). Jego twórczość wyraźnie dzieli się na dwa kręgi tematyczne: religijny (poezja maryjna) i polityczny ("okolicznościowe" poematy). Właśnie spraw polityki bieżącej (ściślej: pierwszej fazy powstania kozackiego zainicjowanego w r. 1648 przez Bohdana Chmielnickiego) dotyczy alegoryczna bajka
Brat Tatar abo liga wilcza ze psem na gospodarza
. Głównym przesłaniem wpisanym w tekst okazuje się ostra krytyka przymierza kozacko-tatarskiego skierowanego przeciw Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W tej w politycznej bajce o zacięciu satyrycznym Białobocki wyzyskuje alegorie zwierzęce; główne postaci łatwo odszyfrować: wilk (chan tatarski Islam III Gerej), pies (hetman wojska zaporoskiego Bohdan Chmielnicki), gospodarz (król polski Jan Kazimierz).