WESPAZYJANA Z KOCHOWA KOCHOWSKIEGO
NIEPROŻNUJĄCE PRÓŻNOWANIE
OJCZYSTYM RYMEM
NA LIRYKA I EPIGRAMATA
POLSKIE ROZDZIELONE I WYDANE
W KRAKOWIE
W DRUKARNI I SUMPTEM
WOJCIECHA GORECKIEGO, SŁAW[NEJ] AKAD[EMIJEJ]
KRAKOWSKIEJ] TYPOGRAFA
R[OKU] P[AŃSKIEGO] 1674. DNIA 6 OCTOBRA
Ciebież zapomnieć, ulubiony z wielu,
W wszelkim doznany szczęściu, przyjacielu,
Z ordynacyjej dany mi niebieskiej,
Nie odstępując do grobowej deski.
Przykreli Austry, lubeli Zefiry
Wioną, znam afekt uprzejmy i szczyry
Twój przeciw sobie, droga moja żono,
Pół dusze mojej i głowy korono.
Milszy mi z tobą, gdy nieba pozwolą,
Przy miłej zgodzie kąsek chleba z solą,
Niż przy tessalskim Tempe buczne wety
I Lukullowej splendece bankiety.
Milej mi z tobą, żyjąc na swobodzie,
Niźli [w] wyniosłym Nieporętu grodzie,
Gdzie w pawimentach marmury się pocą,
A zjadłe serce frasunki kłopocą.
Milej mi z tobą z tej ojczystej wioski
Cieszyć się zbiorem nie znając, co troski,
A przykrych sercu kłopotów nie liczyć,
Niźli na Żywcu z wykupną dziedziczyć.
Milej mi z tobą, w zgodnej - żyjąc sforze,
Dom i czeladkę swą trzymać w dozorze,
Niż włości mając słyszeć, ono
fuka Hutman na pana i ludna Przyłuka.
Milej mi z tobą w spokojnym kąciku
Żyć nad potrzebę o jednym groszyku.
Niż Midasowej strzegący szkatuły,
Jak noc niespaną, tak dzień strawić czuły.
Nie to szczęśliwy, komu dano siła,
Lubo Fortuna kogo zbogaciła,
Leć kto się najadł, ma dość, a już syty
Wygnał z żołądka chciwe apetyty.
To me dostatki, miła moja żono,
W zgodzie żyć, droższe nad kolchickie rono,
Zamierzonego dopędziwszy wieku
Nie ciężka w zgodzie i umrzeć człowieku.
I
Więc kiedy to już, cny królu, nie mogą
Temu poddanych twoich prośby sprostać,
Byś przedsięwziętą nie trudniąc się drogą,
W ojczystym państwie z nimi wolał zostać,
Jeszcze nam żałość tę zadajesz srogą,
Uwodząc z oczu Jagiełłowską postać -
Co z nami zrosłeś, z nami się starzałeś,
A czemuż z nami i umrzeć nie miałeś?
II
Obierając cię, te zamysły tkwiały
W nas i wzajemne tym celem przysięgi,
Rydel z motyką że nas łączyć miały
I Libityny sam los dzielić tęgi;
Teraz odmieniasz afekt przedtem stały,
Wymazujący z poddanych swych księgi,
Leć wie świat jasnym oświecony słońcem,
Żeś nie tym od nas obrany był końcem.
III
Nimfy, co wiślne osiadacie brzegi,
Z odjazdu jego wielką żałość czując,
Swoim mu pieniem trudnijcie noclegi,
Ciężki z odjazdu żal mu pokazując
I jeżli można, szkuty i komiegi
Wiatrem bieżące umyślnie hamując;
Aboż śpiewanie wasze go poruszy,
Kiedy na prośby nasze zawarł uszy?
IV
Wspaniały synu pięknej Rakuszanki,
A Jagiełłowskiej krwie prawie ostatki,
W też to przywodzisz ojczyznę twą szranki,
Wyrzucając jej jakieś niedostatki?
Jednej nie godzi się odbiec kochanki,
Dopieroż, co cię wychowała, matki -
Matko ojczyzno, jakież twoje żale,
Gdy na rozstaniu z nimi masz czynić vale?
V
Jeśli uwodzą wielkie cię przykłady,
Emulacyja i serce twe kole,
Wzgardzić królestwem, a wstępować w szlady
Mistrza, co tego uczy w swojej szkole
Lub uszy pańskie twoje słyszą rady,
Gdy stąd wynoszą Rakuskie króle.
Wielkie to, prawda, gardzić państwem dziło,
Leć matki odbiec by się nie godziło.
VI
Żal nam, Polakom, nie tylko osoby,
Żywym - żywego, kochając statecznie,
Ale i same przodków twoich groby
Nie chcą od siebie puścić cię koniecznie.
Ale gdy żadne nie idą sposoby,
Idźże już z Bogiem, nie oglądan wiecznie,
Idźże już z Bogiem, panie ludziom miły,
Gdyć się ojczyzny twej progi sprzykrzyły.
VII
A którakolwiek mięć cię będzie strona,
W której-ć sędziwe przydzie pędzić lata,
Niech ci w pamięci Polska tkwi Korona,
W którejś się w wielką wbił sławę u świata;
Ani zapomni, wierz mi, ciebie ona,
Póki pić będzie swą Wisłę Sarmata
I nieraz rzecze: Zazdrosna Sekwana,
Coś przewabiła dobrego nam pana.
I takli to już wieści są niepłonne,
Iże tureckie wojska zgromadzone
Przebyły Dunaj, a tyran stambolski
Ciągnie do Polski.
Gęstymi zewsząd otoczony szyki,
Z ogołoconych Azyjej, Afryki
Niesie chorągwie, z tymi idą w tropy
Wojska Europy:
Traki, Bułgary w jedne skupił roty,
Tryballe, Greki, Party, Epiroty,
Macedończyk! i co mu dań noszą
Bliską Wołoszą.
Młodzi jonacy, katanowie starzy,
Idą szpahije, szołhaki, janczarzy,
Sam otoczony tyran niewieściuchy
Między eunuchy.
Ziemia armady pod ciężarem jęczy,
Te ciągnie rodzaj wszelaki bydlęcy,
Głębokie rzeki, co prześciu wstręt dają,
Mosty siodłają.
Pełne ich pola i przestrone szlaki,
Z daleka widać dzidy, groty, znaki,
A na chorągwiach, które niosą wszyscy,
Miesiąc się błyszczy.
Nie tak, gdy z wschodu Austry zaszumiały,
Wszytek ocean zaburzy się wały,
Nie tak na niwach zboża się więc chwieją,
Gdy wiatry wieją,
Jak strasznym szykiem idą ci psi głodni,
Zawziąwszy siłę ze stolice wschodniéj;
Czołem bić każą swemu Carogrodu
Wszemu narodu.
Cóż tu w tym rzeczesz, Polaku, trafunku?
Skądże sukursu wołać i ratunku,
Abyś tureckie zrażając usiełki,
Mógł mieć posiełki.
Chrześcijańskie sie państwa wzajem tłuką
Morzem i lądem, mieczem albo sztuką,
Gore Europa; ogień ten krwią naszą
Poganie gaszą.
Ach, cudzymi się nie karzem przygody!
Jak ta hijena kwitnące narody,
Z zdradnego ludzki głos zmyśliwszy garła,
Chciwie pożarła.
Ona Nowy Rzym pochłonęła z grontu,
W też matnią wpadła mitra Trapezontu;
Pochłonął królestw siedmnastu korony
Naród mierziony.
By nas ratował, trudno ufać światu,
Niestateczności wszelakiej warsztatu,
Chyba iże nas w ostatecznej toni
Sam Bóg obroni.
A Cesarzowa Nieba w tej niezmiernéj
Krzywdzie uprosi sukurs miłosierny,
Która za honor ma, kiedy Ją zową
Polską Królową.
Królowa Polska, Sarmacyjej pani,
Tobie i nieba, morze i otchłani
Posłuszne zawsze, świetną słońce togą,
Miesiąc pod nogą.
Błogosławioną zową Cię narody,
Boś nam w kłopotach dana dla ochłody,
Ucieka się dziś pod Twój paiż mocny
Kraj nasz północny.
Widzisz to. Panno, jak Twoje kościoły
W bluźnierskie idą moschy lub popioły.
Uczyń, niech brzydki co się Turczyn sroży,
Z srogości złoży.
Tyś jest szyk wojska, szyk nieustraszony,
Tyś antemurał Polski niezwalczony,
O wieżo mocna i w tej naszej stronie
Nowy Syjonie.
Syn Twój Bóg jest wojsk żwawy i żarliwy,
Zawsze pomocnik stronie sprawiedliwéj;
Nie w liczbie pułków, nie w wielkości zgraje
Zwycięstwa daje.
Lub szalona chuć poganina łechce,
Jego miesiące noga Twoja zdepce,
A hardą głowę, każdy z nas tak tuszy,
Noga Twa skruszy.
Twoja-ć to Polska, Ty jej zdawna bronisz
I teraz ją Ty w tym razie zasłonisz;
Wielmożna ręka jej nieprzyjaciele
Mostem pościele.
Więcże do kupy, Lechu starożytny!
Niechaj poruszy w tobie impet bitny
Przodków twych cnota, którym nie nowina
Bijać Turczyna.
Nie lepiejż pięknie umrzeć, aniżeli
Tę hańbę widzieć Polacy by mieli:
W kościołach, kędy Boska chwata grzmiała,
Ci wyją hałła!
Nuż jako patrząc była by żałosna,
By obrzezaóców miała zgraja sprośna
Haraczem trzęsąc, czego sobie życzą,
Dań brać wytyczną.
Dziatki niewinne, panienki wstydliwe
Na pohańbienie ciągnąć obelżywe;
Ktośkolwiek ojcem dzieciom, przed oto tą
Umrzej sromotą.
Jakoż to zniosą widzący macierze:
Ono poganin lubą córkę bierze,
Syn zaś, do szkolnej jeszcze młody kary,
Między janczary.
Ta gdy się ku nam, bracia, zguba zbliża,
Pódźmy pod znaki zbawiennego krzyża.
Ucieczka grzesznych, Matka o Twa, Boże,
Niech nam pomoże!
PIEŚŃ XII
SKARGA KORONY POLSKIEJ NA ZDRADĘ NARODÓW UKRAIŃSKICH
Zagrzmiejcie lament, strony
Tragicznej Melpemony,
Smutne sceny dając,
Jak zgubiona bez mała
Polska sobie dumała,
Żal jej wyrażając.
Tam, gdzie warszawskie grody
Na wiślne patrzą brody,
Gdy żałosna siędzie,
Ręką podparszy głowy,
Takiego sensu słowy
Nucić sobie będzie:
O pola, o kraino,
Stara Lecha dziedzino,
Zgodą sławne włości,
O piękna Sarmacyja!
Dziś cię to szczęście mija,
Byś żyła w jedności.
Czy ten wiek insze daje
Czasy i obyczaje,
I żelazne lata?
Ze swej zaleceń zgody
Między obce narody,
Odmiennym Sarmata.
Piersze niesie zginienie
Kaima pokolenie -
Chłop nieprzyjacielem,
Chcąc dokonać sieroty,
W te mię zawiódł kłopoty
Kozak z swoim Chmielem.
Zajrzę szczęścia Hekubie,
Która po synów zgubie
Niemym jest stworzeniem,
Zazdroszczę i Nijobie,
Która przy dziatek grobie
Stawa się kamieniem.
Lepiej, żebym nie żyła,
Niżli na to patrzyła,
Co ta gawiedż broi,
Naród zły, wyuzdany,
Wprowadziwszy pogany
Do tej Sparty swojéj.
Jeszcze z sobą - znośniejsza,
Leć teraz żałośniejsza,
Złe dzieci, jaszczurki,
Lubom wam spoina matka,
Zrzecie mię do ostatka,
Wprowadzając Turki.
O zły, o niecny płodzie,
Czyż cię żałość nie bodzie,
Kiedy-ć się tchnie oka?
Ono z cerkwie sobornej
Uczynień chlew oborny,
Krzyż zrucon z wysoka.
Gdy kajwan ledajaki
Wasze popy i diaki
Cerkiewne ciemięży,
Swieszczennik, ihumeni,
Po szyjej kijem wzieni,
Wprzód zbywszy grabieży.
Pułkownik z asawuły
Stoi na warcie czuły,
Sam prawie siepaczem,
Gdy okoliczne zgoła
Nie przyda na czas sioła
Z nakaznym haraczem.
Lud się ubogi kurczy,
Ciemiężą o dań Turcy,
Rusz, jeśli jest, grosza;
I dalej chciwość leci,
Już rachują i dzieci -
Ta korzyść z Dorosza.
Więc jaka miłość bywa
Kwoki, kiedy zwoływa
Kurcząt swych pod skrzydła,
Tak wam życzę, złe dzieci,
(Źle, kiedy jedna trzeci)
By wam ta złość zbrzydła.
Na sobie mięso zrzecie,
Widząc, widzieć nie chcecie,
Że gdy Polska ginie,
Co tyle krwie pożarło,
Wprzód twe przepadnie garło
Przed polskim, Rusinie!
Ej, nie tracze nadzieje,
Nie ostatni-ć wiatr wieje,
Kozacki narodzie,
Gdy się Turczyn porywa
Na matkę, matka wzywa,
Broń jej w spólnej zgodzie.