WESPAZYJANA Z KOCHOWA KOCHOWSKIEGO
NIEPROŻNUJĄCE PRÓŻNOWANIE
OJCZYSTYM RYMEM
NA LIRYKA I EPIGRAMATA
POLSKIE ROZDZIELONE I WYDANE
W KRAKOWIE
W DRUKARNI I SUMPTEM
WOJCIECHA GORECKIEGO, SŁAW[NEJ] AKAD[EMIJEJ]
KRAKOWSKIEJ] TYPOGRAFA
R[OKU] P[AŃSKIEGO] 1674. DNIA 6 OCTOBRA
O, jak szczęśliwy człowiek pełen Fortuny,
Od kłopotów oddalony.
Ojczysty spłacheć swymi wołmi sprawuje,
Jak się z dawna zachowuje.
Nie strwożą wyderkaufy go nie oddane
Ani lichwy zatrzymane.
Nie smuci się, choć kędyś twierdzą o wojnie,
Że na morzu niespokojnie.
Nie trzeba mu jurystów kupnej wymowy,
Nie bywa w izbie sądowéj;
Z południa skrzepłej juchy nie oczekuje,
Przed pokojem nie wartuje,
Beśpieczniej głowę wesprze w ojczystym domie,
By też czasem i na słomie.
Ale w zawartych sadów rodnej przestrzeni
Latorośli z pniakiem żeni,
Łamie z gałęzia wilki suche, nieżywą
Miejsce napuszcza oliwą.
Lub na co gospodyni patrzy więc rada,
Różnobarwnych owiec stada
Pędzą, z czego mieć dosyć może zwierzyny,
A na handel postrzyżyny.
Lubo w pasiekach zbiera obfite miody,
Które wbija w beczki, w kłody.
Miło mu, gdy swą ręką frukt zrywa z onej
Gruszki, ręką swą wszczepionej
I pośle ją w podarku pięknej Filidzie
Lub się dla kapłana zéjdzie.
Chceli też dla zabawki sieść z przyjacioły,
Lipa daje cień wesoły,
Blisko w rzece szumiące wody bełkocą,
Ptaszęta w lessie szczebiocą,
Pryskają akwedukty w bliskiej cysternie,
Co przywodzi sen niezmiernie.
A kiedy zimny Jowisz mrozów poruszy,
A ziemię śniegiem przypruszy,
Snadno z charty wytropi zabójcę wilka
Lub hodyńca, lub sarn kilka.
Jeśli tez chce z legawcem, aż połów łatwy
Przy ćwiku na kuropatwy.
Przepadł zając, wyginą rodzaje ptasze
Przez takie obłowy nasze.
Niech kogo tęgi afekt piecze do Kasi,
Zabawka ta miłość zgasi.
A jeśli żona dobra, żona poczciwa,
Staraniem spólnym przybywa;
Jako owo Mazurka, ma miła duszka,
Nie piżmowana Francuzka,
Z suchych drew każe prędko nakładać ognie,
By się mąż rozgrzał dogodnie,
Każe w skok do piwnice przynieść madzaru
Lub brzezińskiego nektaru,
Smaży, piecze nabyte w domu dostatki,
Nie posyłając do jatki.
Już nie chcę wtenczas gryfów ani potazi,
Co mię nie karmi, lecz kazi:
Niechaj ambrą bażanty dzieją do szczątka,
Nie mego pokarm żołądka.
Przemożnych pasztet mistrzów aż od Sekwany
Niech rozdadzą między panny;
Dobry kapłon przed Gody, a w mięsopusty
Schab karmnego wieprza tłusty,
Nie odrzucę wołowej górniej pieczeni
Lub i skopowej w jesieni,
Lub z sałatą cielęcia, lub na powtórki
Po sałacie i ogórki.
A wtem, gdy się hoduję zwierzyną oną,
Widzę, z pola bierki żoną.
Idzie wołów robotnych szereg dość długi,
Zwywracawszy na wspak pługi.
Czeladź siadszy przy ogniu, tam na nalepie
Oracz poganiaczkę klepie,
A ile czas pozwoli nocnej usiadki,
Zadawają sobie gadki.
Które wiejskie słyszący lichwiarz pożytki
Stara się z swej chuci wszytki,
Jako by zgromadziwszy lichwy na stole,
Dał gdzie na wieś na Trzy Króle.
Nie z marmuru w mauzolu,
Nie w ceglanym grobie,
Ale w otwartym polu
Odpoczywasz sobie,
O mężny, o serdeczny,
Z wojskiem twym, hetmanie,
Pamiątki godny wiecznéj,
Poko Polski stanie.
Pułki kozackie idą
Przeciwko przymierzu,
Ustąpić masz ohydą,
Waleczny żołnierzu!
Wali się orda często
Wyjąc: hałła! w huku,
Strzały swe puszcza gęsto
Z napiętego łuku.
Niestraszna śmierć jonaku,
Nie boi się rany,
Droższa sława Polaku,
Niż żywot kochany.
Więc wiedząc, o co idzie,
Zwątpiwszy w zwycięstwie,
Byliście Leonidzie
Porównani w męstwie.
Przemogła wielkość cnotę,
Zbite polskie ufce
I na wieczną sromotę
Na tej legły kupce.
Aleć droga sromota
I czyn to waleczny,
Nie szacując żywota,
Los znieść szczęścia wsteczny.
Więc, duchy świątobliwe,
Spoczywajcie w Bogu,
Których ordy złośliwe
Zniosły na Batogu.
Waszej tej wiecznietrwałéj
Cnocie za zarobek
Ręce nasze sypały
Ten z darnią nagrobek.