Jak się kozacy dowiedzieli o zerwanym sejmie1, i wiosna przyszła, co żywo do buntu i wojny. Nuradyn, sułtan opasłszy konie w maju, do województwa bracławskiego ponad Dniestrem wkroczył, pokazując niby do Wołoch miał dążyć, dokąd wyprawiwszy takiego swata, i Tymoszko, syn starszy Chmielnickiego, z kozakami ciągnął2. Hetman polny obóz założył pod Batohem, niedaleko Bohu, którędy Tymoszko trakt kierował; trzeba było onego się strzec, bo na wszystkie niecnoty był rozpasany i Tatarów także obawiać się należało, ponieważ urażeni rozbiciem posłów; ale stary Chmielnicki ubezpieczył hetmana listem, w te słowa pisanym:
"Syn mój Tymoszko, bez woli mojej idzie do Wołoch, jednak nic nie myśli złego Polakom zrobić, bo tam idzie w zaloty, chyba Tatarowie, naród swawolny, onym wierzyć nie trzeba".
Jedni twierdzili, że szczerze postępuje Chmielnicki, drudzy radzili strzec się tej zdrady, iż syna nie mogąc wymówić od inkursyi gwałtownej do Wołoch, siebie wcześnie ekskuzuje. Jakożkolwiek nie było przezorności w naszych, która jest siostra prowidencyi, bo w wojsku nie służy to słowo: nie spodziewałem się. Zawsze żołnierzowi ostrożność nie zawadzi: przeczuwszy to, należało hetmanowi umknąć się ze ślaku, wojsko zza Dniepra i zewsząd do gromady zaciągnąć, co i pułkownicy radzili, i hetman na tem był przestał; lecz potem raz tak, drugi raz inaczej myślał, już pono na zgubę mu szło, że się nie złączył z ludźmi.
Zaczem Nuradyn napadłszy, wiele koni na paszy zagarnął, potem impetem wleciał na wojsko; lecz widząc naszych w szykach, wstrzymał się, i starzy żołnierze powiedzieli, iż orda otarłszy się, pójdzie precz, a wzięci w niewolą Tatarowie, czynili relacyją, że ominąwszy Batoh Tymoszko, prosto poszedł do Wołoch. Gdy się tedy zaczynała bitwa, choć nie rychło udali się do rady nasi, hetman od pułkowników zaciągnął porady; między którymi Przyjemski rzekł: "Dobrze, co chwalebniejszego radzić, a czynić co potrzebniejszego, jako i nam, gdy nie ma czasu, to czyńmy, co musimy, bo w tym teraz stopniu fortuny jesteśmy, iż każdyby lepszej życzył. Już nie ma czasu narzekać na fortunę i radę ganić, jeżeli Bóg chce nam dać życie i całość, a odwaga wiktoryją. Ja w młodości przywykłem czynić, mówić wiele nie umiem, słowa nie odpędzą od karku szabli tatarskiej, a w niebezpieczeństwie perorować, szalonego jest. Dwa sposoby znajduję, albo chce nas nieprzyjaciel oblec, jak pod Zbarażem, albo natarłszy raz i drugi raz na nas, odejdzie precz. Daj Boże, żeby ta nawałność była tylko mimochodem, i ten w amorach utopiony młodzian, spieszył się co prędzej z amorami do Wołoch; lecz mi się widzi, że ta nawałność nie momentem skończy się, nie pierwej nieprzyjaciel stad odejdzie, aż Tatarowie nasycą się łupem, a rebelia kozacka krwią naszą zafarbuje weselne gody. Jeżeli zabawią się tu, nad nami niefortunny skutek wisi; oprócz zguby koni, które życie nasze dźwigają, siedzieć będziem jak wilki w jamie póty, póki albo nikczemnie nie poddamy się, albo jeden przy drugim niepowetowaną śmiercią nie poginiemy. Zatem hetmanie z jazdą umkniej się, i tę młódź ojczyźnie w przyszłe czasy uprowadź; piechoty, z któremi ja zostanę w okopach, zamkniejmy się, impet nieprzyjacielski utrzymując, byle amunicyi i prowiantów stawało; lecz odszedłszy co prędzej zbierz wojsko, strasznym będziesz nieprzyjacielowi, nie opuścisz wojska, ale część zostawisz, i wkrótce możesz przybyć. W niebytności twojej my cię w pamięci i myśli chować będziemy, skądinąd szkodząc nieprzyjacielowi, którego oszukiwać i rozdwajać, pierwsza wojenna sztuka. Ja spróbuję co cnota polska, a co szaleństwo nieprzyjacielskie umieją; za Bożą pomocą obiecuję w okopach dwa miesiące bronić się dokładnie, jeżeli dłużej wytrzymać nie będę mógł, tu chwalebnie polegnę, a ty żyjąc, sądzić będziesz, czy dotrzymałem obietnicy i czy cnoty, czyli mnie fortuny nie dostawało". Wszyscy chwalili zdanie Przyjemskiego, który w różnych bataliach i fortecach wyćwiczony był w inszych krajach, był pod Bryzakiem w oblężeniu, we francuskiem, także i w szwedzkiem wojsku za pułkownika służył; lecz hetman na nieszczęście swoje i drugich uparł się. Żołnierze dotychczas posłuszni, narzekali na hetmana w głos, chorąży jego husarskiej chorągwi, gdy chorągiew podniósł, koń pod nim obalił się i chorągiew na ziemię rozesłała się: pierwszy zły znak. Zatrąbiono do boju, wychodzi szykami w pole wojsko; nie wątpił hetman, iż tabory i okopy tył mu zasłonią, a on wygra z Tatarami batalią, inaczej, gdyby ordę przepuścił, nie zniósłszy onych, nieśmiertelną by ohydę w wojsku otrzymał, z urąganiem się dzikich pogan. 6000 jazdy, 3000 piechoty było polskiego wojska, chociaż znużone chorągwie, ledwie trzecia część komputu, jedni dla zasług na deputacyi, a drudzy w domu zgubionej fortuny pilnowali, trzeci nie pilnowali chorągwi, nie mając zapłaty, rzadkie chorągwie czeladzią tylko nadstawiały się i bazarnikami. Okop przestronny bardzo zrobili, tak dla swego wojska tu będącego, jako i z Ukrainy przychodzącego, tudzież dla kozaków od Humania przez Chmielnickicgo przyjść obiecanych; same obszerne okopy zaszkodziły, które zmniejszyć nie było czasu, gdyż orda nad karkiem wisiała; zaczem musieli się z ordą spotkać: Marek Sobieski, starosta krasnostawski i Odrzywolski, kasztelan czernichowski, impet tatarski z dywizyjami swemi odpędzili, lecz Tatarowie zrobiwszy fintę, uchodzić poczęli; Kalinowski nie kazał daleko zapędzać się za Tatarami, lepiej wniść do okopów, skąd z armat Tatarów razić będzie można; ale Tatarowie obiegłszy okopy, na których z armat strzelano, opodal stanęli, żeby onych z armat nie rażono.
Tymczasem z kozakami Tymoszko w tył okopów zaszedł i z wielkim impetem atakował, iż od armatniego prochu świata widać nie było; bronił się należycie z piechotą Przyjemski, odważnie potencyją swoją kozaków od okopów odpędził; hetman nie wiedział, co za tumult w tyle okopów, aliści Wincenty Zieliński, rotmistrz, przypada do hetmana, prosząc o sukurs. Co tylko miał ordynować, aż tu jak na zmowie Tatarzy na jazdę uderzyli, w obozie zaś siana i słomy przygotowane wielkie styrty przez zdradę zapalone, zatem i szałasze żołnierskie zajęły się. Tu od ordy i kozaków ustawny nieprzyjacielski impet, w obozie ciężki pożar, przytem dym zakrył prospekt, gdzie się co dzieje, nie wiedział hetman, której stronie sukursować, mężnie jednak i odważnie stawał, srodze zraniony.
Co widząc Marek Sobieski, wziął komendę i wstrzymał nieprzyjacielską furyją, a lubo zwyciężyć nieprzyjaciela było niepodobno, jednak nieustraszony rezolutnie stawał, aż póki go przed bramą okopów Odrzywolskiego z wielu godnych pułkowników, nieprzyjaciel trupem nie położył. Jeszcze nasi nie desperowaliby o obronie, gdyby mogli do okopów rejterować się, bo nagłym pożarem we środku okopów piechoty utrapione, wałów bronić nie wystarczyły, a kozacy obces na wały włażąc, Polakom do okopów wniść nie dopuszczali.
Był między kozakami Złotareńko, główny Polaków nieprzyjaciel, dla czego Chmielnicki onego nad drugich pułkowników estymował. Ten, gdy obaczył w okopach ogień, zachęcał kozaków wszystkiemi sposobami, aby leźli na wały, mówiąc: "Dajcie pokój strzelaniu, nie mordujcie się, rąbiąc Polaków, gołemi rękoma onych weźmiem, wpędziwszy onych w ogień, przyduszą się sami. Pomścić się krzywdy swej beresteckiej starajcie się, okrążywszy onych w swoim ogniu, tyranów spalić, napędzicie w ichże własnym okopie, jako w więzieniu zamkniętych oblężecie".
Widząc hetman ostatnią zgubę, dwa razy raniony, skoczył na nieprzyjaciela, nie dając się żywcem wziaść, rozsiekany został. Mężny i nieustraszonego serca, był rycerz surowy w komendzie, ale w swem zdaniu uporczywie kochający się, do pomsty chciwy, nie zważał, jak przyszłym zabieżeć rzeczom; kozacy onego za nieubłaganego mieli, trzeba było postrach łaskawością pokrywać. Tąż śmiercią Marek Sobieski, starosta krasnostawski, wspaniały kawaler, w wojennych akcyjach wypolerowany, na placu poległ. Samuel Kalinowski, oboźny koronny, syn hetmana polnego, zaufał szybkiemu koniowi, umknąwszy z rąk nieprzyjacielskich, błądząc po lasach, od zajuszonego chłopstwa zabity, drudzy rozumieli, że od ordy wzięty. Zygmunt Przyjemski, pisarz polny, generał artyleryi koronnej, rozsiekany został. Krzysztof Grodzicki, pułkownik piechoty niemieckiej, dziwnym sposobem ocalał, w niewolą tatarską dostawszy się. Porucznicy: Górka, Kossakowski, Niepokojczycki, Bałaban, którego Tatarzyn poznawszy, iż pod Korsuniem wzięty, nie zapłacił mu okupu umówionego, zabił go na tym samem miejscu. Szczęśliwszy Korycki, pułkownik ostrogskich ordynatów, iż dostał się Chamambet Murzy, swemu krewnemu. Jerzy Czerny, herbu Nowina, w wojsku hiszpańskiem służacy czas niemały, do ojczyzny powróciwszy, był przy znajomym swym, generale Przyjemskim, pod Batohem przypatrując się wojnie polskiej, położył życie swoje dla ojczyzny w tejże potrzebie.
Tatarowie otrzymawszy wiktoryją, tryumfowali nazbyt i cieszyli się, kazawszy uciąć głowę hetmana Kalinowskiego. Nuradyn, sułtan, na dzidzie utkniętą przed sobą woził, mówiąc: "nie dopłacił mi jeszcze okupu."
Przegrana bitwa pod Batowem na wielką hardość kozaków wsadziła. Złotareńko tryumfując, powiedział: "zdechły pies nie kąsa". Zaczem nie kontentujac się w potrzebie pobitymi Polakami, wespół z drugim pułkownikiem kozackim Wysoczany nazwanym, namówili Nuradyna, sułtana, aby wziętych w niewolą Polaków wszystkich wycinać kazał. Zajadła pomsta stąd poszła, iż powróciwszy z niewoli tatarskiej Kalinowski, żwawie Ukrainę od kozaków odwojować starał się, dla tego chcąc się ubezpieczyć instygowali, aby wszystkich Polaków wycinała orda, jakoby tak wiele w Polsce było rycerstwa. Lecz tego, okrucieństwa stary Chmielnicki był autorem, który trzy mile odeszłego od siebie Tymoszka z kozakami dogoniwszy, nauczał, jak miał zwyciężywszy Polaków, sobie z nimi postępować. Nie chciał długo Nuradyn pozwolić na toż okrucieństwo, nie tak z kompasyi nad Polakami, jako żałując okupu, który mu zginie przez wycięcie więźniów, ale kozacy obowiązali się za każdą głowę podług szacunku zapłacić, byle tylko kazał Nuradyn powycinać Polaków. Zgodziwszy się na cenę od każdego Polaka, wyprowadzono na majdan, a jak bydlęta lub baranów rzeźnik, ścinano więźniów, sama orda żałowała, mówiąc: "że nam zdobycz ginie". Kapłam i Chamambet, murzowie, kazali się wstrzymać Tatarom ścinającym Polaków, Nuradynowi perswadowali, żeby tej ohydy i okrucieństwa tatarskiemu i swemu imieniowi nie czynił. Wstrzymał się trochę, aż kozacy i tych murzów przekupili, wysadzili hordę nohajską, tłum hultajski na wycięcie więźniów polskich; jednych ścinali, drugich na śmierć kłuli, a gdy więźniowie konając wołali: "Jezus!", przestraszyli Tatarów, a zatem po gardłach siekali, żeby imienia Jezus zbawiennego nie wspominali; 5000 znaczniejszych, jako i czeladzi, wycięto natenczas, piechoty z oficerami broniąc się, na placu położone trupem. Jeżdżąc na koniach, instygowali pułkownicy kozaccy, aby nie folgowali Tatarowie już konającym Polakom, urągając się potem, 3 dni szukali między Tatarami, jeśli którego nie utaili Polaka miłosierniejsi poganie; niektórych przechowali, jednych po tatarsku ustroiwszy, drugich po białogłowsku, między którymi Krzysztof Grodzicki, pułkownik piechoty niemieckiej, że mu twarz proch od armaty zapałem wyskoczywszy, okurzył, nie poznany ocalał i potem generałem artyleryi koronnej był. Maciej Kadzidłowski, rodem z Kujaw, towarzysz Myszkowskiego chorągwi, leżał związany między drugimi więźniami, a widząc okrucieństwo nad kolegami, rozerwawszy więzy, wyrwał szablę Tatarowi i odpędził kilku od ścięcia, na ostatek okrążony od ordy, został rozsiekany. Męczennicy za ojczyznę nieśmiertelnej sławy godni, pewno w niebie zbawienia dusznego otrzymali koronę! O tej batohowskiej akcyi relacyją pewną Jan Szaniawski od ordy przechowany, czynił napotem, wyszedłszy z niewoli i reformatem został.
W Ładyżynie, mieście książąt Wiśniowieckich, nad rzeką Bohem w jaskini odgłos wydawał, czy pokutujący za grzechy człek, czyli też szatan głos ludzki zmyślający, albo i sam się człowiekiem być mienił i Spazowskim przezwał się, różnymi językami, jak spytany, odpowiadał. Tam żołnierze nasi z ciekawości do tej jaskini przystąpiwszy, z onym rozmawiali, który im odpowiedział słowy:
"Idźcie co prędzej powiedzieć hetmanowi, aby się z tego kraju umknął, albo też miał się na ostrożności, bo przychodzi szalony pijak, który mu brodę chce ogolić, obawiać się trzeba, żeby ta brzytew, ostra bardzo, głowy razem z brodą nie urwała".
Natenczas śmieli się z tej powieści, a jak się sprawdziło, nierychło dali wiarę. O temże czyni Kochowski relacyją; ja sam rozmawiałem i na uszy swoje z jaskini głos słyszałem, oznajmujący w Warszawie o sejmie, jak się skończył; czyniący relacyją, że żołnierz zbytkuje na stanowiskach, dzwony od cerkwi zbiera, Chmielnicki z carem moskiewskim się zligował, i inne sekreta wyjawiający, pułkownika regimentu w Ładzynie stojącego, Francuza, po fraucusku napominał, iżby należytą miał ostrożność.
Z komet i zaćmienia, różni astrologowie, różne czynili koniektury; opisując wojny kraju, zniszczenie, głód, powietrze, drogość zboża, panowanie ogniów, burze wielkie i powodzie, jednem słowem wyrazili: dopóki wąż węża nie połknie, nie będzie smokiem. [...]
Po tej nieszczęśliwej przegranej bitwie batohowskiej, nastąpiło powietrze po całej Polszce i na Ukrainę przeniosło się, skądże orda po wygranej bez jasyru wyszła z granic polskich, i obawiała się do Krymu zanieść powietrze; widzieć było po miastach, miasteczkach i wsiach, jako snopki walące się trupy ludzkie, po lasach i puszczach tułali się, a zwierzęta z lasów i jaskiń do miast, miasteczek i wsiów na żer trupów ludzkich się rzuciły; nie było komu trupów chować, bo nie tylko zarażali się od dotknienia, ale sam wiatr ludzi zabijał.
Przypisy
Annalium Poloniae ab obitu Vladislai IV Climacter primus ukazał się w r. 1683. Kochowski napisał cztery tomy Klimakterów obejmujące dzieje od śmierci Władysława IV Wazy po kres panowania Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Niniejszy fragment podajemy za XVIII-wiecznym tłumaczeniem Szymona Zabiełły: W. Kochowski, Historya panowania Jana Kazimierza przez nieznanego autora, wyd. E. Raczyński, t. 1, Poznań 1840. Transkrypcja: Piotr Biorek.
11 Mowa o sejmie z r. 1652, zerwanym przez posła Władysława Sicińskiego. 2 Tymoszko – syn Bohdana Chmielnickiego Tymoszko udał się wiosną r. 1652 do Wołoch, by pojąć za żonę córkę hospodara Bazylego Lupu, Rozandę. Po drodze doszło do pamiętnej bitwy pod Batohem (2–3 V 1652), kiedy to wojska polskie dowodzone przez hetmana polnego koronnego Marcina Kalinowskiego zostały zupełnie rozbite.