Torquato Tasso
GOFRED ABO JERUZALEM WYZWOLONA
w przekładzie Piotra Kochanowskiego
(fragmenty)
PIEŚŃ PIERWSZA
Argument
Do Tortozy się Anioł wyprawuje,
Gofred wtem zbiera chrześcijańskie pany;
Ich jednostajna zgoda to sprawuje,
Że jest najwyższym hetmanem obrany.
Wojsko się w polu pierwej popisuje,
Potem pod Syjon idzie zawołany;
Jerozolimski król się barzo trwoży
Słysząc, że bliskie nadchodzą obozy.
1.
Wojnę pobożną śpiewam i Hetmana,
Który święty grób Pański wyswobodził;
O, jako wiele dla Chrystusa Pana
Rozumem czynił i ręką dowodził!
Darmo miał sobie przeciwnym Szatana,
Co nań Libiją i Azyją zwodził:
Dał mu Bóg, że swe ludzie rozproszone
Zwiódł pod chorągwie święte rozciągnione.
2.
Panno, nie ty, co laury nietrwałymi
Zdobisz w zmyślonym czoło Helikonie,
Lecz mieszkasz miedzy chóry niebieskimi
Z gwiazd nieśmiertelnych w uwitej koronie –
Ty sama władni piersiami moimi,
Ty daj głos pieśni! a jeśli przy stronie
Prawdzie gdzie jakiej ozdoby przydawam,
Niech Twej niełaski za to nie uznawam.
3.
Wiesz, że za światem wszyscy tam bieżemy,
Gdzie więcej Parnas leje swej słodkości,
I prawdę pręcej w ludzie więc wmówiemy,
Kiedy rym miękki doda jej wdzięczności.
Tak schorzałemu dziecięciu kładziemy
Na brzeg u kubka różne łagodności:
To gorzki napój pije oszukane,
Żywot i zdrowie biorąc pożądane.
4.
Ty, cny Alfonsie, coś do bezpiecznego
Portu w złą chwilę łódź mą nakierował
I tylko co już nie pogrążonego
Sameś wydźwignął i sameś ratował,
Nie broń tym kartom czoła wesołego,
Którem ci jako ślub jaki zgotował.
Z czasem cię głosić będzie pono jeszcze,
Co cię ledwie tknie teraz, pióro wieszcze.
5.
Słuszna, jeśli się kiedy chrześcijaństwo,
Uspokoiwszy wnętrzne nienawiści,
Wodą i lądem ruszy na pogaństwo,
Niesprawiedliwe odjąć mu korzyści –
Aby cię sobie wzięło na hetmaństwo
Ziemią lub morzem: czegoć życzym wszyscy.
Tymczasem słuchaj, o naśladowniku
Gofreda, a wczas gotuj się do szyku.
6.
Szósty rok mijał, jako ku wschodowi
Chrześcijańskie się wojsko wyprawiło.
Nicea zdzierżeć nie mogła szturmowi,
Antyjochijej fortelem dobyło,
Którą przeciwko możnemu Persowi
Wygraną w polu bitwą obroniło.
Potem Tortozę wziąwszy, miejsce dało
Zimie i roku nowego czekało.
7.
Już też i zima, w którą odpoczywa
Miecz wojny chciwy, prędko schodzić miała,
Kiedy Bóg wieczny z nieba, gdzie przebywa,
Co jaśniejszego (co od gwiazd bez mała
Jest tak wysokie i podobno zbywa,
Jako się nisko ziemia na dół dała)
Spuścił wzrok z góry i we mgnieniu oka
Wszystko, co świat ma, obejźrzał z wysoka.
8.
Obejźrzał wszystko i w Syryjej święte
Na chrześcijańskie oko skłonił pany
I wzrokiem, którym myśli niepojęte
Bada i umysł ludzki niezmacany,
Widzi Gofreda, żeby rad przeklęte
Z miasta świętego wyrzucił pogany;
To jego wszytka myśl i to staranie
Nad świecką sławę i nad panowanie.
9.
Zasię w Baldwinie widzi umysł chciwy
Szerokiej władzej i ziemskiej wielkości;
Widzi Tankreda, że żywot troskliwy
Wzgardził dla próżnej i marnej miłości.
A zaś Boemund zwłoki niecierpliwy
W Antyjochijej zakłada w radości
Nowe królestwo, prawa ustawuje,
Wierze prawdziwej kościoły buduje.
10.
I tak wszytkę myśl w tym utopił swoję,
Że inszym sprawom trudno już mu sprostać:
Widzi w Rynaldzie chęć wielką do zbroje,
Że złotem gardzi, królem nie chce zostać.
Wojny mu się chce, krwawe lubi boje,
Sławy chce szukać, sławy pragnie dostać –
A Gwelf mu dzieła dawne wielkich ludzi
Czyta i chęć w nim jeszcze więtszą budzi.
11.
A skoro wieczny Stworzyciel do końca,
Do serca skryte ich wnętrzności zbadał,
Wnet Gabryjela jaśniejszego słońca,
Co nad inszymi aniołami władał
(Tego za posła, tego miał za gońca,
Przezeń z duszami pobożnemi gadał,
On ich modlitwy do nieba odnosił,
I wolą Boską ludziom na świat nosił),
12.
Przyzwał i rzekł mu: "Powiedz Gofredowi,
Czemu próżnuje? Czemu tak leniwy?
Niech Jeruzalem nieprzyjacielowi
Wydrze, a to ja chcę mu być życzliwy.
Niech rady zwoła, niech rząd postanowi,
Niech będzie wodzem; to mój niewątpliwy
Wyrok, na ziemi będzie także drugi,
Bo z towarzyszów już będzie miał sługi".
13.
To rzekł – a nic się Gabryjel nie bawił,
Ale posłuszny był Stworzycielowi:
Swą niewidomą postawę zostawił
A podłożył ją ludzkiemu zmysłowi.
Członki człowiecze i twarz sobie sprawił,
A wziął wiek na się równy młodzieńcowi,
Który się z laty styka dziecinnymi –
A włosy okrył promieńmi jasnymi.
14.
Skrzydła wziął białe, malowane złotem,
Niespracowane i niepoścignione;
Tymi nad ziemią bieży rączem lotem,
Obłok i wiatry rwie nieokrócone.
Gdy tak był w drogę gotów, zaraz potem
Na dół obrocił pióra rościągnione,
Kęs nad Libańską górą wytchnął sobie
I w jednej mierze trzymał skrzydła obie.
15.
Potym się spuścił na dół ku Tortozie
Prosto, jak strzała puszczona z cięciwy.
Już też i Febus na złoconym wozie
Z morza wydawał swój promień życzliwy,
A Gofred, jako zwykł był, w swym obozie
Odprawował swe modlitwy troskliwy,
Gdy równo z słońcem – jaśniejszego słońca –
Ujźrzał na wschodzie niebieskiego gońca,
16.
Który mu tak rzekł: "Czym się więcej bawisz?
Zima precz poszła, pogoda nastaje,
Czemu świętego miasta nie wybawisz
Z ciężkiej niewolej? Czegoć niedostaje?
Czemu na leże zaraz nie wyprawisz
I wojsk nie zwiedziesz w kupę? Bóg wydaje
Wyrok, że masz być wodzem i hetmanem,
A wszyscy radzi przyznają cię panem.
17.
Bóg ci swą przez mię wolą opowiada!
O, jakoś pilne winien mieć staranie,
Abyś urząd ten, który na cię wkłada
Dobrze sprawował a miał w Nim ufanie!".
To rzekszy Anioł dalej nie odkłada
Swej drogi nazad w niebo, a w Hetmanie –
Zniknąwszy – w sercu wielki zostawuje
Strach: zmartwiał wszytek i ledwie się czuje.
18.
Lecz skoro k sobie przyszedł a rozbierać
Począł poselstwo i kto je sprawował,
Zaraz iść w pole i lud myśli zbierać,
Aby do końca pogaństwo zwojował.
Nie żeby prze to, że go Bóg obierać
Chce przed inszemi, tym się popisował,
Lecz że wie wolą Bożą wyrażoną,
Wszytkę swoję myśl ma w niej utopioną.
19.
Zacne panięta, swoje towarzysze
Zwoływa, którzy po leżach mieszkali,
Gęste śle posły, listy częste pisze,
Prosi i radzi, aby się zjeżdżali.
Szlachetne serca znienagła kołysze,
Wszytko przekłada, czym by się wzbudzali,
A takie słowa wynajduje na nie,
Że ich przymusza chętnych na swe zdanie.
20.
Co przednejszy się wodzowie zjechali,
Lecz Boemunda samego nie było.
Jedni w namieciech i w polu zostali,
Wiele ich w mieście Tortozie stanęło.
Potem w dzień święty w radę się zwołali
(A czoło to tam pierwszych panów było);
Tam Gofred, i twarz poważny, i w mowę,
Takową do nich uczynił przemowę:
21.
"Zacni Rycerze, od Boga obrani,
Abyście wiarę świętą rozmnożyli,
Którzyście łaską Jego warowani,
Tak wiele ziemie i morza przebyli.
Nieprzyjaciele mieczem zwojowani
Za czas tak krótki karki nam skłonili,
Już skróconymi miedzy narodami
Gramy bezpiecznie swymi chorągwiami.
22.
Nie dlategośmy miłej odbieżeli
Ojczyzny i swe domy opuszczali,
Morzu-śmy zdrowia swego wierzyć śmieli,
Na tak daleką wojnę-śmy jechali –
Abyśmy ten głos tylko lichy mieli,
Żeśmy pogańską ziemię zwojowali:
Bo byśmy słabej dostali nagrody
Za krew przelaną, za tak wielkie szkody.
23.
To nasz cel pierwszy, to było staranie,
Abyśmy murów syjońskich dobyli,
Ciężką niewolą, którą chrześcijanie
Cierpią, precz znieśli, potem założyli
Tu w Palestynie nowe panowanie
I w niej prawdziwą wiarę rozmnożyli,
Tak żeby pielgrzym już bezpiecznie Bogu
Ślub swój mógł oddać u świętego progu.
[...]
27.
Dlaboga! Lepiej ważmy Jego dary!
A jakośmy tę pracą rozcząć śmieli,
Tak o to niechaj nie mamy przywary,
Żebyśmy jej zaś dorobić nie chcieli.
Czasy pogodne, rok ustąpił stary,
Gościniec wolny wszędzie będziem mieli.
Niech Jeruzalem zaraz dobywamy,
To cel nasz, w który wszyscy mierzyć mamy.
28.
Ja się oświadczam – a będzie to wiedzieć
Wiek teraźniejszy i ten, co nastanie,
I będą o tym umieli powiedzieć
Po wszytkim prawie świecie chrześcijanie –
Że wczas przestrzegam, że nie trzeba siedzieć
Dłużej na miejscu, że prędko poganie
Dadzą z Egiptu pomoc Palestynie,
Jeśłi nam pierwsza pogoda upłynie".
[...]
PIEŚŃ TRZECIA
Argument
Pod Syjon wojsko przyszło, które srodze
Klorynda z ludźmi swoimi witała;
W Erminijej się płomienie, niebodze,
Zajmują, skoro Tankreda ujźrzała;
Lecz i on nie mniej zagrzał się, gdy w drodze
Klorynda mu twarz gładką ukazała;
Dudon zabity, swoi go chowają,
Cieśle dla drzewa w lasy wysyłają.
1.
Już wiatrek cichy wiejąc na świt rany
Znać dawał, że się Jutrzenka ruszała,
Która tymczasem w różą przeplatany
Wieniec swą złotą głowę ubierała.
Każdy ochotnie we zbroję ubrany
Ruszał się, kiedy ogromna zabrzmiała
Trąba i w głośne bębny uderzono,
Zaczym się wojsku ruszyć rozkazano,
2.
Roztropny Hetman umie ich sprawować,
Słodkie wędzidło ochocie obiera:
Łatwiej szaloną Wisłę nakierować,
Kiedy swe wszystkie wody w kupę zbiera,
Łatwiej wiatr wstrącić, łatwiej go hamować,
Gdy Krępak z lasów wysokich odziera...
Kto za kim iść ma w drodze – ukazuje,
Sam wszystkich w hufce dzieli i szykuje.
3.
Tak spiesznie jadą, że się im tak zdało,
Jakoby sobie skrzydła przyprawili;
Już się też słońce do południa miało,
W której więc bywa najgorętszej chwili,
Kiedy się święte miasto pokazało
Mało co dalej niżli w równej mili.
Wszyscy wesołe krzyki wypuszczają,
A Jeruzalem porządne witają.
4.
Tak pospolicie żeglarze bywali,
Którzy czas długi przez morskie bałwany,
Pod cudzym niebem tam i sam pływali
Przez różne wiatrów szalonych odmiany –
Kiedy na koniec, nędzni, oglądali
Miłą ojczyznę i dom pożądany,
Wzajem go sobie palcem ukazują
I przeszłych więcej niewczasów nie czują.
5.
Kiedy się tak w nich serdeczna krzewiła
Radość i szczęścia dalszego otucha,
Po niej w nabożne myśli nastąpiła,
Pełna pokory Bogu miłej, skrucha.
A bez wątpienia sama to sprawiła
Łaska Świętego w twardych sercach Ducha:
Nie śmie wzrok śmiele patrzyć upłakany
Tam, kędy odniósł Bóg śmiertelne rany.
6.
Ciche wzdychanie, słowa przerywane,
Łzy a łykanie tylko słyszeć było;
Jako więc czynią, którzy sfrasowane
Serca swe mają – i zaraz im miło.
Taki dźwięk czynią lasy rozdymane
Od wolnych wiatrów i kiedy ruszyło
Znienagła morze ciche wałów słonych,
O skałę albo o brzeg odtrąconych.
7.
Pierwszy wodzowie idą nogą bosą,
Co widząc drudzy, także toż czynili;
I kit, i pierza u czapek nie noszą,
Jedwab i świetne stroje porzucili.
O odpuszczenie grzechów Boga proszą,
Serca i myśli górne poniżyli,
A jeśli z płaczu które słowo gwałtem
Mogą przemowić – mówią takim kształtem:
8.
"Tuś na tym miejscu raczył, wieczny Panie,
Krew swą przelewać, tuś raczył omdlewać,
A ja, o grzeszny, teraz patrząc na nie
Niegodnym okiem, nie mam łez wylewać?
O wielka złości, o zapamiętanie!
Czegóż się więcej po tobie spodziewać,
Kamienne serce, jeśli się nie ruszysz,
Jeśli się teraz od żalu nie kruszysz?"
9.
Natenczas w mieście, z co najwyższej wieże,
Co wszystkie strony z góry odkrywała,
Jeden kurzawy z daleka postrzeże,
Która się jako chmura jaka zdała;
Właśnie tak, gdy się na deszcz wielki bierze,
Błyskawica się po niej przebiegała.
Lecz blask, który z zbrój świetnych wyskakował,
Konie i ludzie potem ukazował.
10.
Ten pocznie wołać: "O, jaki z kurzawy,
O, jaki z prochu obłok widzę z góry!
Jako najpręcej miejcie się do sprawy,
Straży zawodźcie, opatrujcie mury!
Już teraz inszej nie trzeba zabawy,
Podnoście wałów, zaprawujcie dziury!
Patrzcie, jaki tam proch idzie do nieba,
Nieprzyjaciel to, do zbrój się mieć trzeba!"
11.
Niespodziewaną wszyscy zjęci trwogą,
Lękliwa biała płeć i ludzie zeszli,
Bogom oddając ojczyznę ubogą,
Do swoich meszkit małe dzieci nieśli.
A ci, co duży i co się bić mogą,
Pod chorągiew się i do bębnów zeszli.
Co żywo do bram bieży, mosty wzwodzi,
A król sam wszystkich z pilnością obchodzi.
12.
To sporządziwszy, nic się tam nie bawił,
Ale na wieżę szedł, którą uczony
Tak budowniczy przy bramie postawił,
Że z niej na wszystkie widać było strony.
Po Erminiją skąd zaraz wyprawił,
Którą był przyjął litością ruszony
Do siebie na dwór, kiedy jej dobyto
Antyjochijej i ojca zabito.
13.
Wtem już Klorynda była wyjechała,
A za nią hufiec jezdy szedł niemały;
Ażeby nazad łacny odwrót miała,
Argant jej czekał w bramie między wały.
Wszystkim ochoty swoim dodawała,
Ukazując twarz i swój wzrok zuchwały.
"Dziś się nam – prawi – trzeba dobrze stawić
I na początku co dobrego sprawić".
14.
Ledwie te słowa do nich wymówiła,
Kiedy się stroną rota ukazała,
Co stado owiec i bydła pędziła
I do obozu nazad się wracała.
Na rączym koniu zaraz poskoczyła
I z rotmistrzem się, co wprzód szedł, potkała;
Gard był rotmistrzem, człowiek wielkiej siły,
Lecz jego siły małe ku jej były.
15.
Zbiła go z konia na pierwszym potkaniu,
Co i poganie, i naszy widzieli;
Że się im w onym pierwszym harcowaniu
Zdarzyło dobrze – za szczęście to mieli.
Tak mężnie naszych w onym uganianiu
Gromiła, że się oprzeć ani śmieli,
Coraz to barziej z swymi nacierała
I może tak rzec, że na nich jechała.
16.
Tak naszy korzyść zdobytą stracili,
Co im sromoty więcej przyczyniło.
To i na wzgórek sprawą ustąpili,
Gdzie jakokolwiek miejsce ich broniło.
Gofred wtym kinie: niechaj ich posili
Tankred – co jemu słyszeć było miło.
Jako więc piorun wypada z obłoku,
Tak na nich natarł i przyskoczył z boku.
17.
Drzewo tak złożył i tak potem toczył
Swym dzielnym koniem Tankred pomieniony,
Że król rozumiał, gdy go z wieże zoczył,
Że to był rycerz jakiś doświadczony.
I Erminijej pytał – kiedy skoczył –
Co z nim patrzała na utarczki ony:
"Tyś chrześcijany często widywała,
I podobno byś i tego poznała".
18.
Nic Erminija nie odpowiedziała
Na to, o co jej natenczas pytano,
Ale westchnęła i tylko płakała
Miasto słów, których od niej wyglądano.
Wprawdzie płacz w sobie przezdzięki trzymała,
Lecz nie tak przedsię, aby nie dojźrzano,
Kiedy niepełne westchnienie puściła
I bawełnicę łzami omoczyła.
19.
Potem tak rzecze skrytą pokrywając
Miłość zmyślonej płaszczem nienawiści:
"Miałabym go znać, kiedy podjeżdżając
Pod mury – choć nań nacierali wszyscy –
Mordował moich, w przykop naganiając,
Więźnie i wielkie często brał korzyści.
Ach, jako bije! Jego rany zgoła
Nie zleczą czary ani żadne zioła.
20.
Tankred mu dzieją. Gdzieżbym to tak była
Szczęśliwa kiedy, żebym go dostała!
Ale – żebym się nad nim napastwiła –
Żywego bym go raczej rada miała".
Taką jej mowę obracało siła
Inaczej, niżli ona rozumiała.
Z płaczem zmieszała te ostatnie słowa
Srogim zagrzana ogniem biała głowa.
21.
A wtem Klorynda, widząc przeciw sobie
We wszystkim biegu rzeźwiego jonaka,
Skoczyła także z drzewem w onej dobie,
Chcąc go ugodzić w gębę, nieboraka.
Trafili się w łeb i skruszyli obie
Drzewa; jej się sznur zerwał u szyszaka
I spadł jej z głowy na ziemię, że potem
Błysnęła twarzą i warkoczem, złotem.
22.
Oczy się jako słońce rozświeciły
Wdzięczne, chocia się była rozgniewała:
Cóż, kiedy by się do śmiechu skłoniły!
Cóż, kiedy by w nich łaskę ukazała!
Nie stój, Tankredzie! Onci to wzrok miły,
Ona twarz piękna, coć się podobała,
Kiedyś ją znalazł z trafunku u zdroju,
Po zbyt gorącym upragniony znoju.
23.
Tankred – co przedtem nie był na to dbały,
Jaką tarcz miała, w jakiej była zbroi –
Poznawszy ją w twarz teraz, skamieniały
I jako martwy, w ziemię wryty stoi.
Ona naciera, on – na inszych śmiały –
Jej się obrazić, jej się ranić boi.
Na inszych siecze, na nię żadnym kształtem
Nie chce, chocia go ona goni gwałtem.
24.
Nie bije wzajem rycerz uderzony,
I nie tak się jej ostrej szable chroni,
Jako, śmiertelnym grotem przerażony,
Jej pięknej twarzy pilnuje w pogoni.
Mówi sam z sobą: "Otom nie raniony,
Chocia mam ciężkie razy od jej broni.
Ale te cięcia, które wypadają
Z jej pięknej twarzy, w serce ugadzają".
25.
Na koniec na to skłonił myśl wątpliwą,
Aby nie umarł – miłośnik nieznany;
Chce prosić, aby nie była tak mściwą
Nad tym, co jej jest więzień i poddany.
"Ty – prawi – któraś tak nielutościwą,
Że mnie samemu tylko dajesz rany,
Wyjedź kęs od swych, tam się skosztujemy,
Tam się – który z nas mężniejszy – dowiemy".
[...]
PIEŚŃ JEDENASTA
Argument
Wojsko w nabożne idzie procesyje,
Mszą duchowieństwo świętą odprawuje;
Tak Boga błaga; potem miasto bije
I wielką siłą do niego szturmuje.
Klorynda z łuku bez przestanku szyje,
Od której ranny – Hetman odstępuje,
Lecz od anioła wraca się zleczony,
Ale już noc swe rozwiła zasłony.
1.
Już chrześcijański Hetman w onej dobie
Do szturmu się miał wszystkimi siłami
I o wojennych taranów sposobie
Ciągnienia pod mur – rozmawiał z mistrzami,
Kiedy Pustelnik odwiódszy go sobie
Mówił mu, gdzie dwaj tylko byli sami:
"Już masz, Hetmanie, wszystko, co potrzeba,
Lecz nie poczynasz, skąd poczynać trzeba.
2.
Od Boga poczni. Pierwej obwołane
Wczas pospolite modlitwy być mają;
Niech do niebieskich zastępów – zebrane
Roty – o prośbę za sobą wołają.
Wprzód duchowieństwo niech idzie ubrane,
Niech procesyje nabożnie śpiewają,
A wy za nimi, wodzowie przedniejszy,
Żeby z was przykład drudzy brali, mniejszy".
3.
Ruszył Hetmana Pustelnik surowy,
Skrucha weń zaraz poczęła wstępować:
"O sługo Boży, święte twoje mowy,
Chcę – prawi – twojej rady naśladować.
Już ja obmyślę porządek wojskowy,
A ty się też każ biskupom gotować.
Niech kto zarazem do Gwilełma bieży
I Ademara, onym to należy".
4.
Nazajutrz wszyscy księża i plebani
Do biskupów się po ranu zebrali
W przestrony namiot, w którym kapelani
Hetmańscy święte msze odprawowali.
W białe się mniejszy ubiory kapłani,
W złotogłowowe biskupi ubrali
Spięte na piersiach na białe koszule,
A głowy nieśli w poważnej infule.
5.
Wprzód sam Piotr idzie i wielki rozwija
Krzyż na chorągwi złotem malowaniem,
A duchowieństwa długa procesyja
Dwiema rzędami postępuje za niem
I z lekka roty i namioty mija
A na przemiany dzieli się śpiewaniem.
Gwilm z Ademarem, co byli biskupy,
Szli na ostatku wzdłuż puszczonej kupy.
6.
Potem sam tylko wielki Hetman w tropy
Bez towarzysza szedł za biskupami,
A zaś panowie radni w jego stopy
I pułkownicy pierwszy szli parami.
Tak idąc dalej wyśli za okopy,
A dla obrony wojsko szło stronami.
Trąby nie słychać ani ogromnego
Bębnu, tylko dźwięk głosu nabożnego.
7.
Ciebie, o Twórco wszelakiego czyna,
Ciebie, o Synu z Duchem Świętym, Ciebie,
Czysta Dziewico, Matko Boga Syna,
Proszą o łaskę i pomoc w potrzebie –
I was, wodzowie skrzydlatego gmina
Z lotnemi wojski na wysokim niebie
I z tym, z którego ręki przeźroczyste
Wody omyły człowieczeństwo czyste.
8.
Proszą i twardej równego opoce,
Która się gruntem Kościołowi staje,
Gdzie jego godny namiestnik – owoce
Łaski niebieskiej i teraz rozdaje –
I was, którzyście roznieśli szeroce
Zjawioną prawdę na świat w różne kraje,
I tych, którzy ją śmiercią oświadczyli
I zdrowie dla niej chętnie położyli.
9.
Więc którzy z Pisma Świętego krynice
Błąd potępili piórem i kazaniem –
I Chrystusowej miłej służebnice,
Wsławionej części co lepszej obraniem –
I was, o Panny i Oblubienice
Wiecznego Króla, któreście szły za niem –
I tych, co na miecz, na ogień nie dbały
I srogie męki dla niego wytrwały.
10.
Tak świętych wzywał lud nabożny, który
Mając za sobą swoje stanowiska
Do Oliwetu prosto ciągnął góry,
Co od oliwy dostała przezwiska,
Góry na świecie sławnej, co na mury
Miejsckie od wschodu słońca patrzy z bliska,
A miedzy nią się a miastem przestrona
Dolina ciągnie – Jozafat rzeczona.
11.
Tam szły naonczas i tam kierowały
Wojska śpiewając, a za ranej rosy
Góry się z lasu zewsząd odzywały,
A Echo gęste dawała odgłosy.
I tak się zdało, że się przeciwiały
Inszego chóru insze w lesie głosy.
Raz Chrystusowe imię, raz Maryjej
Rozlegało się w głośnej armonijej.
12.
Pogaństwo z murów wysokich patrzało
Na niewidane porządki i szyki
I cicho zrazu, z pilnością słuchało
Nowej i uszom niezwykłej muzyki.
Ale kiedy się dziwować przestało,
W niebo straszliwe wypuściło krzyki
Pełne brzydliwych bluźnierstw, a głębokie
Doły się trzęsły i góry wysokie.
13.
Ale bezpiecznie przedsię swe śpiewanie
I litanije zaczęte kończyli
I na pogańskie nie dbając wołanie
Ani się nawet ku niem obrocili;
Strzały też, które z murów lecą na nie,
Nic im nie szkodzą, bo w pół ćwierci mili,
I tak daleko szły od muru roty,
Że mogły kończyć bez wstrętu swe noty.
14.
Potem na wzgórku wielki postawiony
Dla świętych ofiar ołtarz ubierali,
A białe na nim z tej i z owej strony
W złotych lichtarzach świece zapalali.
Wtem Gwilm, z pierwszego ubioru zwleczony,
Inszy wziął na się, który mu podali.
Tam, chwilę myśląc, rozmyślał i zasię
Głosem dziękował i skarżył sam na się.
15.
Dalszy patrzyli tylko, ale dźwięki
Bliższych kapłańskiej dochodziły mowy;
A skoro skończył i odprawił dzięki
Świętej Ofiary, temi mówił słowy:
"Idźcie!" A wtym kładł z wyciągnionej ręki
Błogosławieństwo na schylone głowy.
Tak nabożeństwo skoro odprawili,
Pierwszą się nazad drogą obrócili.
[...]
Transkrypcja tekstu Roman Mazurkiewicz za edycją: Piotr Kochanowski, Torquato Tasso, Gofred abo Jeruzalem wyzwolona, opracował Stanisław Grzeszczuk, przypisy Romana Pollaka, Warszawa 1968.