Mikołaj Sęp Szarzyński
Sebastian Grabowiecki
Stanisław Grochowski
Kasper Twardowski
Hieronim Morsztyn
Szymon Zimorowic
Kasper Miaskowski
Maciej Kazimierz Sarbiewski
Daniel Naborowski
Łukasz Opaliński
Krzysztof Opaliński
Jan Andrzej Morsztyn
Zbigniew Morsztyn
Wacław Potocki
Wespazjan Kochowski
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Józef Baka
Poeci "minorum gentium"
Samuel Twardowski
Jan Chryzostom Pasek
Jędrzej Kitowicz
Benedykt Chmielowski
Jan III Sobieski
Varia
Opracowania
Samuel ze Skrzypny Twardowski
1/2
NADOBNA PASKWALINA
(fragment początkowy)
Wojnę powiem miłości i zwycięstwo nowe
Nadobnej Paskwaliny, gdy przez rady zdrowe
Felicyjej, a łaskę naprzód Minerwinę -
Znalazszy Kupidyna, zaśnioną dziecinę,
W łące złotej, jego mu armatę skruszyła,
Czym go o śmierć, a matkę o żal przyprawiła,
Że prze wstyd i na ziemi państwo zwojowane
Miasto przyszło opuścić jej upodobane.
Zagrzej mię, złotowłosy - w tym już wieku - Febie,
Boć takie materyje zimne są bez ciebie!
Miasto jest w Hiszpanijej ku zachodu słońca,
Gdzie do swego Europa z tej tu strony końca
Już przychodzi, acz swoją osobną koroną
Kiedyś przedtem słynęło: zowią je Lizboną.
Skąd po Sebastyjanie, ostatecznym królu,
Portugalskie królestwo na Piątym Karolu
Opadło sukcesyją, pod pretekstem której
Filip tedy, syn jego, panował mu wtóry.
Patrząc na położenie i żyzność powiatu
Miasta tego - zda się tak, że wszytkiemu światu
Jedno samo panuje. Takie ma wygody
Ziemią i oceanem, tak zdrowe pogody
Nieba zawsze jasnego i temperujące
Powietrza tam żarliwe, i słońca gorące
Od morza Etezyje, jakoby to rajem
Wszytkich było rozkoszy i Elizów krajem
Niegdy błogosławionych. Kształtem zaś budynków
I ulic, i szerokich wspaniałością rynków,
Portów, cyrków, pałaców i miejsc pospolitych
Z żadnym nieporównane. Gdzie po znamienitych
Widzieć wszędy areach zawsze co nowego,
Cożkolwiek stąd Europa od Bosforu swego
Żyzności i rozkoszy, co piżmem pachniących
Czarna niesie Afryka i ożywiających
Glin syryjskich Azyja, aż gdzie opak chodzi -
Luzytańskiej kompasem wyszukana łodzi -
Do nas tu Ameryka. Czemu niebo wiele
Przyczyniło faworu, że obywatele
Ludzkie ma i szlachetne, jako z obyczajów,
Tak przyjemnej natury, czym z dalekich krajów
Różno przyjeżdżające ciągnie, forystery
Jako magnes żelazo, nade wszytko cery
I płeć śliczną białychgłów, którym swym przymiotem,
Jako samo arabskie między inszym złotem,
Wszytkie tam okoliczne narody przechodzi,
I, rzecz dziwna, że słońce nic im to nie szkodzi,
Które bliską Afrykę i Maury przyległe
Ciężko pali. Snadź kiedyś Atlantydy zbiegłe
W te tu kraje od ojca dla jego srogości,
Murzynki urodzone, żeby się z czarności
Swej wyzuły i zatem poznane nie były
Od pogoni za sobą - tą się tu umyły
Wodą morską i zaraz jako śnieg ozdobne
Ciała wzięły, skąd potem drugie im podobne,
Jako się z europskimi ludźmi pomieszały.
W mieście tym białogłowy zawsze panowały.
Więc tę to politykę Wenus upatrzywszy
A świeżo od Selima rugowana bywszy
Z Cypru sobie świętego - gdy miejsca nie miała
Indziej sposobniejszego, tu przywędrowała
Z dworem swoim i zaraz, jakoby w obłoku
Niegdy Eneaszowym, na wszytkim widoku
Prospektów pospolitych nie ludzkiego dzieła
Ani ręki śmiertelnej pałac postawiła,
Pałac, kształtu którego, i fozy wspaniałej
Oczy dotąd pod niebem żadne nie widziały.
A prócz tym kawalerom wchodzić się tam godzi,
Których ona uwiódszy pod znakiem swym wodzi,
W dziwne melankolije wprawiła i wniki
I za swoje na wieki ma już niewolniki.
Z tych ochmistrze, z tych słudzy i młódź pokojowa,
Aż i warta na koniec u drzwi pałacowa.
>>
strona [1]
[2]
>>