Mikołaj Sęp Szarzyński
Sebastian Grabowiecki
Stanisław Grochowski
Kasper Twardowski
Hieronim Morsztyn
Szymon Zimorowic
Kasper Miaskowski
Maciej Kazimierz Sarbiewski
Daniel Naborowski
Łukasz Opaliński
Krzysztof Opaliński
Jan Andrzej Morsztyn
Zbigniew Morsztyn
Wacław Potocki
Wespazjan Kochowski
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Józef Baka
Poeci "minorum gentium"
Samuel Twardowski
Jan Chryzostom Pasek
Jędrzej Kitowicz
Benedykt Chmielowski
Jan III Sobieski
Varia
Opracowania
Kasper Twardowski
1/4
LEKCJE KUPIDYNOWE
Lekcje Kupidynowe
- Lekcja pierwsza
- Lekcja trzecia
- Lekcja piąta
- Lekcja siódma
___________________________________
Teksty
Lekcja pierwsza
Będąc nad młode lata swoje śmiały
Piąłem się w górę helikońskiej skały,
A nie doszedszy jeszcze i w pół drogi,
Jąłem opiewać nieśmiertelne bogi.
Już Encelada, już dziewięćsiłego
Pironeusa i wartogłowego
Śmierć wspominałem syna, i gdy one
Okrutne góry na kupę zniesione
Wszech przywaliły, a gęste piorony
Biły do domu czarnej Persefony,
Potem-em pióro nagotował moje,
Bitne hetmany i surowe boje
Podać rytmami wiekopamiętnymi
Przyszłemu czasu, a między mądrymi
Słynąć poetą, odkąd bystre konie
Zapala Tytan, aż gdzie w morzu tonie.
A podobno bym przedsięwzięciu memu
Tym był dogodził sławy pragnącemu,
Ale mi drogę Wenus zabieżała -
I sposób inszych rymów mi podała.
"Pódź - mówi - za mną, nie twojej to głowy
Opisać bogi nadobnymi słowy.
Krwawym też dzieciom Marsa żelaznego
Głosu i rymu trzeba tubalnego;
Niech to Grochowski z Kochanowskim śpiewa,
A skąd się Bielski niech lauru spodziewa.
Ja tobie mirtem i kwiatem różanym
Ozdobię skronie nigdy nieprzebranym.
Pij z mego zdroju, w którym też uczony
Zamaczał głośne Kochanowski strony
I dziś się z niego szczęśliwy wesoło
Napiją Morstin, a jam mu na czoło
Kosztowny wieniec z dawna zgotowała,
Jakiegom jeszcze żadnemu nie dała".
Poszedłem za nią, gdzie Śródziemne Morze
Pięknego Cypru żyzne brzegi porze,
A tam pod mury Pafu bogatego
Piłem zbyt wodę źrzódła krysztalnego,
Wodę rozkoszną, ale, utrudzony,
Wypiłem razem z piaskiem pomącony
Dziwny jad jakiś i miasto ochłody
Dodałem sercu płomienistej wody.
A tam-em zaraz ledwie żywy prawie
Upadł, zemdlawszy na zielonej trawie.
Płacz mi się udał, a łzy z oczu płone
Ciekły jako śnieg słońcem roztopione.
Wzdycham, narzekam, chce się nie wiem czego,
A serce pała od ognia skrytego.
Śmiała się siedząc na złocistym tronie
Matka miłości, piastując na łonie
Potomka swego; tamże sobie mali
Jej potomkowie po trawie igrali,
Których nadobne nimfy porodziły,
Lecz nie jednakie wszyscy mają siły.
Bo jedni szlachtę, drudzy wielkie pany
Z łuków swych biją i zadają rany
Niewinnym pannom, ci starych strzelają
I trochę bólu w głowę przydawają.
Drudzy pospólstwo i nieunoszony
Gmin dają pod moc przemożnej Dyjony.
Sam dziedzic możny wojuje poety,
Sam z królmi sprawę miewa i książęty.
To nic - jasnego dolatuje nieba
I bogi trafia, którego potrzeba.
Ci gdy od niego rozkazanie mieli,
Wszyscy mię z ziemie zemdlonego wzięli.
Przywiedzionego ku swemu stołkowi
Wenus mię w ręce oddała synowi,
Mówiąc: "Otom dziś sługę nowotnego
Przyjęła, synu, do pocztu mojego.
Aleć w mym domu jeszcze niebywały,
Zrazu do posług nie może być śmiały.
Ćwiczyć go trzeba." Wziął mię do opieki,
A wtem dobył strzał z haftowanej teki
Piąciu celniejszych, w piersi jak umierzył,
Prawie mię w serce z cięciwy uderzył,
I tak ja nie wiem, czym przyprawne były,
Że mi mdłość i ból wszytek uleczyły,
Miłą mię ciesząc nadzieją, chciwego,
Acz nie bez strachu prawie ostatniego.
Przeto mi za złe, złotowłosy Febie,
Nie miej, że na czas odstaję od ciebie.
Jeśli i ciebie Kupido poimał,
Aniś mu tego stosu nie wytrzymał
I dziś to pomni córka Peneowa,
Skąd cię też zdobi korona bobkowa;
I ja się pewnie przeciwić nie mogę,
Takową w sercu uczynił mi trwogę,
Gdyż i bogowie, co niebem władają
I którzy w morzu głębokim siadają,
I którzy w piekle sądzą srogie męki,
Nie uchronią się jego miernej ręki,
Ale co żywo pod jego moc leci,
Starzy i średni, i też młode dzieci.
A tak, mój synu nadobnej Latony,
Za twoją wolą niech dziś moje strony
Białą płeć rymy gładkimi śpiewają
I wieczną sławę tym sobie jednają,
Mogą za laty z hipokreńskiej wody
Strudzone myśli nabywać ochłody,
Lecz teraz ognia nie ugaszę mego,
Chyba z napoju stoku cypryjskiego.
strona [1]
[2]
[3]
[4]
>>